Przeczytałem pierwszą powieść Yiyun Li. Czytałem wcześniej jej zbiór opowiadań "Tysiąc lat dobrych modlitw", co zostawia mi w kolejce tylko jej drugi zbiór, "Gold Boy, Emerald Girl".
"Tysiąc lat dobrych modlitw" odebrałem jako książkę ciepłą i nieco nostalgiczną. Z "Włóczęgami" jest zupełnie inaczej. Otoczenie jest szare i brudne, przez większość książki zimne, ludzie nieszczęśliwi i ułomni, a wydźwięk ponury. W dużym skrócie, książka opowiada historię tego, co dzieje się w prowincjonalnym chińskim miasteczku po egzekucji byłej działaczki komunistycznej, mniej więcej w okresie Pekińskiej Wiosny. Postacie są świetnie skonstruowane - proste, ale nie banalne, wiarygodne, interesujące, ale zarazem nie przeintelektualizowane. Część z nich jest powiązana - na ogół nie bezpośrednio, ale różnymi niemiłymi rzeczami które ktoś z ich rodziny zrobił komuś innemu. Im dalej w książkę zresztą, tym powiązań jest więcej. Zresztą siatka relacji w tej książce jest naprawdę dobrze zrobiona. Trudno tu wyłonić jednego głównego bohatera - wydaje mi się że miejsce na kartkach jest mniej więcej równo poświęcone: chłopcu świeżo przybyłemu z wioski, ułomnej dziewczynce i jej rodzinie, miejskiemu głupkowi, staremu nauczycielowi i jego żonie (rodzicom skazanej kontrrewolucjonistki), wżenionej w warstwę rządzącą spikerce radiowej i aktorce, a także dużej ilości pomniejszych postaci - przy czym przejścia między głównymi bohaterami a postaciami drugorzędnymi, i od nich do postaci tła, nie mających nawet własnego imienia, są zrobione właściwie niezauważalnie. We "Włóczęgach" jest dużo przemocy - nawet nie tyle w samej akcji, co raczej w przeszłości postaci. Ale zarazem nie ma jakiegoś prostego podziału na dobrych i złych, a w szczególności nie ma tu bohaterów - uznana za bohaterkę postać jest daleka od czystego sumienia.
To książka o nieszczęśliwych i skrzywdzonych ludziach, którzy krzywdzą siebie i innych swoimi nawykami i ambicjami, bardzo wciągająca, i z naprawdę dobrym zakończeniem. To także książka która nie jest właściwie w ogóle (poza może historyjką o dwóch małych rybkach i paroma innymi szczegółami) przyprawiona egzotyką Orientu. Ja dawno nie czytałem równie ponurej i mocnej pozycji o życiu w jednym z (nie mogę się zdecydować: autorytarnym czy totalitarnym) ustroju, i mogę powiedzieć że zdecydowanie warto po "Włóczęgów" sięgnąć.
Cieszę się, że Ci się spodobała. Chociaż dla mnie ta książka (i zbiór opowiadań też) są bardzo "orientalne". Myślę, że Li wpisuje się po prostu w hype na opowiadanie o tym, jak strasznie jest/było w Chinach za Mao i Xiaopinga. To proza dla turystów, jak fabularyzowane wspomnienia o polskim stanie wojennym. No ale nie mogę jej za to za bardzo krytykować, bo to dla mnie bardzo atrakcyjny hype (Chiny, nie stan wojenny). ;-)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, nie czuję tego - może za mało takich rzeczy się naczytałem (ale hype na straszne Chiny kojarzy mi się dużo bardziej z różnymi reportażami i wywiadami, i elementów które mnie tam drażnią u Li raczej nie widzę). Lubię we "Włóczęgach" to, że nie robi z ludzi walczących z systemem czystych i wzniosłych bohaterów, i też to, że nie ma tu wielu "orientalnych" elementów (jak rozwlekanie się nad dawnym pięknem Pekinu czy gongami i posągami Buddy przetopionymi podczas Wielkiego Skoku Naprzód).
OdpowiedzUsuń