W nawale rozmaitych lipcowych wyjazdów kompletnie zapomniałem napisać coś o tegorocznym Ambiencie (tym gorzej, że chyba o żadnym z trzech poprzednich na których byłem też nic nie pisałem...). Na szczęście znalazłem ostatnio jakieś szczątkowe notatki.
Pierwszego dnia grało najpierw Digitalsimplyworld, które trafiło idealnie w moje gusta, a poza tym miało świetną wizualuzację z mózgiem.
Potem było 1605 Munro, którego początek i końcówka bardzo mi się podobały, ale środek miał trochę za dużo sampli wokalnych i dźwięków pianina. Znowu, niezłe wizualizacje wyrównywały (ten Ambient w ogóle był świetny od tej strony).
I wreszcie Neuronium. Od strony wizualnej, było dość... oldskulowe, w sensie: bąbelki, sefiroty, fotki artysty, skrzydlate jednorożce, i tak dalej. A od strony muzycznej było dobrze, jedyne co mi momentami przeszkadzało to za dużo kobiecych wokali (nie lubię kobiecych wokali w mojej muzyce elektronicznej).
Drugiego dnia grali Aquavoice, jak zawsze fajne, oraz Rapoon, który wreszcie miałem okazję zobaczyć (zawsze do tej pory miałem pecha), który zagrał fantastycznie, bardzo "płynąco".
Na koniec, gwiazda, czyli Manuel Göttsching: były nowe, stare i średnie kompozycje, Sunrain na sprzęcie z epoki (Osoba Towarzysząca grała w szachy na smartfonie i uważa że nie czyni jej to troglodytą), 30 minut bisu, w ramach którego była nienazwana kompozycja z 2012 oraz Midnight on Mars... Niezapomniana rzecz.
All in all, każdy kolejny ambient jest lepszy niż poprzedni - tym razem nie wyrzuciłbym z programu nikogo, i wszystkie koncerty mi się podobały. Krążyły jakieś plotki o tym że to ostatni Ambient; mam nadzieję że nie - to byłaby niepowetowana strata na mojej mapie koncertowej.
Pierwszego dnia grało najpierw Digitalsimplyworld, które trafiło idealnie w moje gusta, a poza tym miało świetną wizualuzację z mózgiem.
Potem było 1605 Munro, którego początek i końcówka bardzo mi się podobały, ale środek miał trochę za dużo sampli wokalnych i dźwięków pianina. Znowu, niezłe wizualizacje wyrównywały (ten Ambient w ogóle był świetny od tej strony).
I wreszcie Neuronium. Od strony wizualnej, było dość... oldskulowe, w sensie: bąbelki, sefiroty, fotki artysty, skrzydlate jednorożce, i tak dalej. A od strony muzycznej było dobrze, jedyne co mi momentami przeszkadzało to za dużo kobiecych wokali (nie lubię kobiecych wokali w mojej muzyce elektronicznej).
Drugiego dnia grali Aquavoice, jak zawsze fajne, oraz Rapoon, który wreszcie miałem okazję zobaczyć (zawsze do tej pory miałem pecha), który zagrał fantastycznie, bardzo "płynąco".
Na koniec, gwiazda, czyli Manuel Göttsching: były nowe, stare i średnie kompozycje, Sunrain na sprzęcie z epoki (Osoba Towarzysząca grała w szachy na smartfonie i uważa że nie czyni jej to troglodytą), 30 minut bisu, w ramach którego była nienazwana kompozycja z 2012 oraz Midnight on Mars... Niezapomniana rzecz.
All in all, każdy kolejny ambient jest lepszy niż poprzedni - tym razem nie wyrzuciłbym z programu nikogo, i wszystkie koncerty mi się podobały. Krążyły jakieś plotki o tym że to ostatni Ambient; mam nadzieję że nie - to byłaby niepowetowana strata na mojej mapie koncertowej.