niedziela, 31 października 2010

Serenity

Obejrzałem Serenity. To daje obejrzane trzy i pół filmu w tym roku!

Dalej nie bardzo widzę powody żeby zgodzić się z tym, że Apocalypse World to Serenity w wersji RPG (może to jest bardziej trafne w odniesieniu do Firefly, nie wiem).

Ale wiem za to, że gdyby to było AW, to wtedy:
- Mal jest Operatorem (chociaż myślałem też nad Hardholderem, ale tylko przez chwilę)
- Simon to oczywiście Angel, a River jest Brainerem
- Wash chyba będzie Driverem?
- nie mam pewności co do Zoe - intuicyjnie, zrobiłbym z niej Battlebabe
- Jayne to oczywisty Gunlugger
- Kaylee musi być Savvyheadem
- Shepherd to, naturalnie, Hocus
- Inara to chyba Skinner
Z NPCów:
- Mr. Universe to Grotesque: Disease Vector
- Operator to będzie Warlord: Alpha Wolf,
- Reaversi to typowa banda Brutes - chyba najlepiej uznać ich za Hunting Pack

(są takie rzeczy, o których dobrze mi się myśli przez AW [tj., odkodowywanie historii wygląda tak, że postaciom przypisuje się characterbooki, z autora robi MC i potem patrzy na to jaki ruch robi w jakim momencie i jak pasuje struktura Frontów] - z ostatnio czytanych rzeczy, np. "Kraken" Mieville'a, są też takie do których to zasadniczo nie pasuje - np. McCarthy)

Esplendor Geometrico - [1996] - Tokyo Sin Fin

W ramach wprawki przed WIF słucham ostatnio dużo Esplendor Geometrico. "Tokyo Sin Fin" nie jest chyba tak znane jak "Mekano Turbo" czy "Sheikh Aljama", a szkoda - wydaje mi się że spokojnie można tę płytę uznać za dość reprezentatywną dla tego projektu. Jest o tyle fajna, że ma charakterystyczne cechy dla ich muzyki z lat '90 - tj. stosunkowo łatwe w odbiorze industrialne rytmy, niewiele distortions w tle, wywrzaskiwane wokale - a zarazem nie ma tu za bardzo orientalnych motywów, na ogół obecnych na ich płytach międzyu 1991 a okolicami 2000. To kawał świetnie zrobionej industrialnej elektroniki, bez plastiku wszechobecnego we współczesnych produkcjach EBM i u masy naśladowców NIN, i moim zdaniem można to brać w ciemno. Myślę też o tym czego mi brakowało na ostatniej płycie Knifeladder, i chyba mix Savage Republic z Esplendor Geometrico, może ze szczyptą Einsturzende Neubauten, to taki trochę święty Graal industrialno-tribalowej muzyki, przynajmniej dla mnie. Naprawdę szkoda że EG jest tak mało znane w Polsce.

Sonne Hagal - [2010] - Laeuthner

Sonne Hagal to dość typowy niemiecki neofolk, więc wiadomo: albo łyka się zasadniczo wszystko, albo ma się mdłości na samą myśl o takiej muzyce. Tutaj są dwa utwory, łącznie niecałe 10 minut: tekst po angielsku (szkoda, niemiecki byłby lepszy, ale to chyba jedyna wada), trochę pretensjonalnych klasycznych motywów, typowe neofolkowe zawodzenie, niby z jakąś historią za tym wszystkim, chwytliwe melodie. To coś z takich rzeczy, o których trudno długo pisać, ale nie ma problemu z włączeniem na repeat, i nagle godzina albo dwie mijają, i może lepiej słuchać dem / EPek niż całych albumów, bo fajne rzeczy w tej muzyce jakoś się wtedy rozmywają / rozkładają na więcej kawałków (w tym względzie to jest dość podobne do The Joy of Nature). IMO bardzo warto.

Derniere Volonte - [2010] - Immortel

Tegoroczny album Derniere Volonte nie ma już praktycznie nic wspólnego z neofolkiem, neoklasyką i resztą rzeczy które (przynajmniej ja) od zawsze kojarzę z tym projektem. I nie bardzo umiem zdecydować się co o nim sądzę: z jednej strony, ładne, dość ulotne piosenki, śpiewane przyjemnym męskim głosem, oczywiście po francusku. Z drugiej, strasznie proste melodie, syntetyzatory od których bolą uszy, wszystko strasznie płaskie, niemal plastykowe. Martialowe rzeczy są tu obecne co najwyżej jako odległe echa. I nie wiem od czego to zależy, ale czasem jak tego słucham to wydaje mi się całkiem awesome, a czasem zupełnie nie do zniesienia. Ciekawi mnie bardzo jak to wypadnie na żywo, bo może być albo rewelacją, albo skrajną porażką, i chyba nie ma nic pomiędzy.

Pora roku / typ dźwięków

Wydaje mi się, że widzę jakąś zależność między porą roku a słuchaną przeze mnie muzyką.

Lato to dark folk, neofolk i okolice (w tym roku głównie Six Organs of Admittance i Kiss the Anus of a Black Cat), i cold wave (bo letnia depresja). Jesień = Coil przechodzące stopniowo w Bad Sector, zima to duże ilości dark ambientu i zimnej elektroniki (parę lat temu to jeszcze były black metale, ale od dwóch-trzech praktycznie w ogóle). Wiosny nie liczę, bo to zawsze jest depresja, słuchanie losowych rzeczy i krótki czas skupienia uwagi.

Ciekawe jak bardzo to się zmienia (szkoda, że dalej nie ma czegoś takiego jak last.fm, tylko dobrze zrobionego, żebym mógł dostać dobre statystyki).

Victorian BMX

Jeszcze z flashowych gier, coś autorów znanego Robot Unicorn Attack: wiktoriańska śmierć na BMXie. To świetna gra imprezowa, bo nauka podstawowego sterowania zajmuje kilka podejść, kończących się na ogół szybką glebą (=rozpadającym się szkieletem). A potem zasuwa się na rowerze przez kolejne levele, i kosi (dosłownie) ludzi na bicyklach oraz opiekunki z wózkami.

KLIK.

sobota, 30 października 2010

Sieben - [2010] - Star Wood Brick Firmament

Nowe Sieben jest całkiem fajne. Myślałem przez chwilę że będzie przegadane, bo faktycznie jakaś tam narracja słowna ciągnie się przez cały czas (a różnym ludziom ze sceny neofolkowej zdarzało się w tym przesadzać, myślę np. o "Scorpion Wind" Death in June i Boyde'a Rice'a). Ale tu jest ładnie, mówienie dość płynnie przechodzi do melodeklamacji i z powrotem, muzycznie trochę Darkwood / Sonne Hagal / typowy niemiecki neofolk, trochę nie-rockowe kawałki z ostatniego Woven Hand, jest trochę świetnych, chwytliwych melodii, i wszystko byłoby super, gdyby nie to że w ósmym kawałku pojawiają  się motywy elektroniczne i tak już zostaje do końca. Bo potem też jest elektronika (nic specjalnego, ale słucha się miło), ale to już jakoś nie przeszkadza - może to po prostu kwestia przejścia między tymi dwoma stylistykami. Myślę że lepiej byłoby gdyby rozbić ten album na dwie małe EPki, obie części osobno były dobre przez naprawdę niezłe, a tak powstaje głównie wrażenie niespójności.

Esplendor Geometrico w 2006

Jak to jest, że jeszcze tutaj nie linkowałem do doskonałego fragmentu koncertu Esplendor Geometrico? Bity, wrzaski, połykanie mikrofonu, szalejące tłumy, #niemogęsiędoczekaćWrocławia


piątek, 29 października 2010

Genocide Organ - [1989 / 2010] - Leichenlinie

Chyba po prostu żeby noise na mnie naprawdę oddziaływał muszę go słuchać na żywo (myślę o dysproporcji między tym jak postrzegam Merzbow, Sutcliffe Jugend czy Brighter Death Now na płytach, a tym jak odbierałem ich na koncertach). I niestety Genocide Organ nie słyszałem w wersji live, ale chciałbym. Średniej wysokości fale szumów i zgrzytów powinny być tak głośne, że oddziałują fizycznie, teksty wywrzaskiwane lub zawodzone do mikrofonu, przy świetle oślepiających stroboskopów. Wszystko najlepiej w niewielkiej, ciemnej sali z odrapanymi ścianami. Bo to zasadniczo jest muzyka Genocide Organ (nie tylko na "Leichenlinie"), a wydaje mi się że niestety naprawdę wiele traci podawana w takiej formie. Bo jako album to jest to dobre, ale bez szału, i czuć że prawdziwego potencjału nie odczuje się na głośnikach. A, wznowienie ma parę kawałków których nie miała oryginalna wersja, w moim odczuciu doskonale pasują do reszty albumu.

Wróćmy do serii "do baru", k?

Znalazłem ten, doskonały, suchar:

John Cage walks into a bar, approaches the barman, and orders... nothing.
- That'll be 4'33", says the barman.


I myślę o kolejnych. Like:

Przychodzi frekwentystyczna interpretacja rachunku prawdopodobieństwa do baru. Barman pyta:
- "Co dla ciebie?"
- "To co ostatnio."

Gimme moar?

Haruki Murakami "Sputnik Sweetheart"

Przeczytałem też jakiś czas temu "Sputnik Sweetheart" Murakamiego. W moim przypadku lekturze jego książek na ogół towarzyszy rozczarowanie (bo na podstawie opinii spodziewam się czegoś naprawdę dobrego, a dostaję pozycje co najwyżej przeciętne), i nie inaczej było tym razem. Z całej książki podobały mi się dwie rzeczy: gra słowna sputnik - beatnik, oraz scena w lunaparku, na diabelskim młynie. Poza nimi, niestety, znalazłem tu trochę taniej kopii realizmu magicznego i dużo mądrości życiowych, szczególnie o relacjach personalnych, samotności i nieszczęśliwych miłościach, rodem jakby z Coehlo. Moim zdaniem niewarto, i lepiej poczytać sobie Mishimę czy Japonki wydane przez Karakter. Może po prostu niewłaściwie do tego podszedłem, jak do literatury japońskiej, oczekując jakiejś egzotyki? Ale w każdym razie to chyba nie jest dobra literatura, japońska czy nie.

J. M. V. Llosa "Miasto i psy"

Wypada teraz czytać Llosę, no to czytam. Jest szkoła kadetów, fala, mechanizm wykluczenia / kozła ofiarnego, to co ludzie robią w pewnych szczególnych warunkach i obowiązkowo wrażliwa postać intelektualisty jako ofiara. Miałem trochę wrażenie jakby był to "Władca much" + Południowa Ameryka + armia. Od strony przekazu nie znajduję w tej książce nic nietrywialnego, ale czytało mi się ją doskonale. Przeskakiwanie między narracjami poszczególnych postaci znacznie bardziej podoba mi się tak jak zrobione tutaj, w porównaniu do "Wojny końca świata". Następne w kolejce: Le Clezio "Wojna".

czwartek, 28 października 2010

Post Scriptvm - [2010] - Grey Eminence

Słucham nowego Post Scriptvm i myślę o Reutoff i Deutsch Nepal (z np. "Comprendido!..."). Jest tak trochę nienachalnych melodii, bardzo w stylu Lustmord, dużo szumów, sample wokalne, trochę odgłosów metalu uderzającego o metal, czasem jakieś maszynowe wstawki. Jak pewnie wiele osób które do rzeczy industrialno-ambientowo-whatever trafiły przez scenę metalową, słuchałem kiedyś dużo Cold Meat Industry, i "Grey Eminence" dobrze wpisuje się w styl ich wczesnych wydawnictw, pierwszych Desiderii Marginis czy In Slaughter Natives (jeśli patrzeć na ich mniej pompatyczne kawałki). Mi się podoba, ale muszę przyznać że nic porywającego tu nie ma.

środa, 27 października 2010

11, 12

Mam zajęcia w doskonałej sali. Jest kwadratowa, u góry ma kamienne sklepienie w symbole i nibygeometryczne wzory, na dole katedrę z ciemnego od starości drewna i równie starą tablicę kredową, a w kącie kręcone schody na galeryjkę u góry. Są wąskie okna wpuszczające światło słoneczne i tańczący w nim kurz. Brakuje tylko rzędów starych książek w szklanych gablotach. Myślę o ostatnich zajęciach w piątkowe popołudnia i dobiegających z zewnątrz dźwiękach otoczenia, albo o starych profesorach o ptasich profilach na katedrze i unoszącym się pyle kredowym.

Właśnie tak wyobrażam sobie sale lekcyjne z "Niepokojów wychowanka Torlessa" albo "Portretu artysty z czasów młodości", i szkoda że mam tam same flekozajęcia, a nie jakiś fajny kurs ze znaczków.

(#wmawianiesobienostalgii)

wtorek, 26 października 2010

Konferencyjna dziwka #1

Więc mamy pojęcie konferencyjnej dziwki (test jest prosty: wyobraź sobie, że o 5 rano dzwoni do ciebie twój dziekan / promotor / wykładowca / whatever, i mówi "pani/e X, jest konferencja do zrobienia". odpowiadasz: (A) no fuckin' way, chyba pan zwariowałeś, (B) hmm, muszę się zastanowić, (C) co trzeba zrobić?).

Teraz, chciałoby się mieć jakiś podział na typy.

Najprostsze kryterium jest alkoholowe: z kim pijesz - (1) z każdym, (2) z każdym, o ile jest po habilitacji, (3) tylko z invited speakers, (4) tylko z gwiazdą konferencji, (5) tylko ze znajomą bandą doktorantów.

Drugie, to kryterium wbijania się na imprezy konferencyjne - (1) wchodzisz oficjalnie, (2) wchodzisz jako Murzyn, przepraszam, wolontariusz, (3) wchodzisz bokiem i kryjesz się przed promotorem, (4) idziesz dlatego, że promotor ci kazał, (5) idziesz, bo wszyscy idą.

Co jeszcze?

Portal

Nowe studia, dużo wykładów. Na szczęście jest UJ_Open (chodzenie na wykłady na historii jak na razie wzbudza u mnie ataki ziewania; na psychologii niestety sieci nie ma). Portal to niewielka flashowa gra w której kontroluje się miniaturowego ludzika który musi przejść przez różne labirynty dzięki dwóm portalom które może otwierać w pewnych miejscach. Pierwsze poziomy są dość banalne, ale dalsze są całkiem niezłymi łamigłówkami. Także: doskonałe na różne nudne posiedzenia regulaminowe.

poniedziałek, 25 października 2010

Jedzenie nie jest już takie samo

... jeśli wiesz jak wygląda.W ramach jesiennej nostalgii szukałem ładnego footage na którym ktoś rozgryza i przełyka, a wszystko jest w X-ray, tego footage którego Wiktor Skok używał na doskonałej imprezie po CoCArt II. Tego samego niestety nie mam, ale to poniżej wystarczająco podobne. Dodać do tego (na własną rękę) np. jakieś dobre Kraftwerk, a jeszcze lepiej jakieś ich imprezowe remixy, i parę godzin z życia wyjęte. Hipnotyzujące.

Św. Izydor z Sewilli o liczbach

#śmieciowiedza:

O pierwszym podziale na parzyste i nieparzyste. Liczby dzielą się na parzyste i nieparzyste. Liczby parzyste dzielą się jak następuje: na parzyście parzyste, parzyście nieparzyste oraz nieparzyście parzyste. Liczby nieparzyste dzielą się tak: po pierwsze są proste, po drugie złożone, po trzecie pośrednie, które pod pewnym względem są pierwsze i proste, ale pod innym wtórne i złożone.

Więcej w źródle.

Fantastyka w Radiofoniii

Dzisiaj o 19 będę mówił w krakowskiej Radiofonii, w ramach Antyramy, o fantastyce, fandomie, konwentach i innych takich. Daria i Gosia chcą mieć audycję wprowadzającą, a niestety nikogo bardziej kompetentnego nie było pod ręką. Ale z bardziej ekscytujących rzeczy, za parę odcinków mają wstępnie umówionego Dukaja, więc to już coś.

niedziela, 24 października 2010

sobota, 23 października 2010

Copypasta

Staram się unikać tak jawnej copypasty, ale tym razem wyszło mi coś zabawnego.

"The rules: Don't take too long to think about it. Fifteen roleplaying games you've played that will always stick with you. List the first 15 you can recall in no more than 15 minutes."

To śmieszne, ale 15 minut skończyło mi się po:

1. Dogs in the Vineyard
2. Apocalypse World
3. Poison'd
4. InSpectres
5. Polaris
6. Mag: Wstąpienie
7. Burak Hero
8. In a Wicked Age

Liczę tylko grane oczywiście, nie czytane / do zagrania. I pomijam te które jakoś pamiętam, miałem w nie dobre / świetne sesje, ale nie zmieniły nic więcej, tak samo jak te, które się po prostu wykrzaczyły. Mało.

Liceum

Byłem ostatnio w swoim starym liceum. Uderzyły mnie dwie rzeczy, które w moim odczuciu określają nastrój okresu licealnego: dźwięk i zapach. Dźwięk nie był specjalnie charakterystyczny, zapach tak.

Kiedy wchodzi się do szlachetnego budynku vlo, najlepiej w trakcie przerwy, kiedy jest bazylion osób na korytarzach, czuć odór kanapek z szynką. Takich kanapek które były zrobione wieczorem i przeleżały sobie całą noc, najlepiej na stole kuchennym. Przemnożyć to przez trzy roczniki, po osiem klas w każdym, po trzydzieści osób w każdej. Nawet ułamek tego wystarcza żeby kanapki z szynką przejęły całe trzy piętra. Fala odoru kanapek z szynką in mah face, dude. To naprawdę pierwsza rzecz jaką zauważa się wchodząc do tej szkoły.

Trochę żal mi osób które deklarują że liceum to najlepszy okres ich życia.

wtorek, 19 października 2010

14 X 2010; Kraków: Eszeweria; Prawatt, Jacaszek + Jachna

Eszeweria to jest jednak marne miejsce na koncerty. Nawet nie chodzi o nagłośnienie (które trudno ocenić, bo druga część zdania), ale o to że w tak małym wnętrzu dźwięk po prostu źle się rozchodzi, nieładnie odbija, brzydko nakłada.

Prawatt zagrało fajnie - bardziej zróżnicowany chyba set niż ten który słyszałem w zeszłym roku we Wrocławiu, trochę dźwięków maszyn, sporo sampli wokalnych, jeden czy dwa post-rockowe kawałki, i naturalnie trochę industrialno-ambientowych rzeczy. Ale chyba Wrocław bardziej mi się podobał (nie tylko ze względu na zakończenie "kultura industrialna nas oszukała") - było wtedy bardziej spójnie i więcej SETI przez Zoviet France. Dodatkowo, miałem trochę wrażenie jakby było tak, że w Eszewerii grali od niechcenia, bez większego zaangażowania. Ale może po prostu zawsze tak wyglądają, a we Wro stałem za daleko od sceny żeby to wychwycić. Wciąż, chociaż to nie było złe, to myślę że stać ich na lepsze występy.

Jacaszek całkiem ładnie, ale miałem wrażenie że słyszałem już bazylion takiej muzyki. To jest trochę tak, że nie bardzo rozumiem nagły hype na ten projekt - lubię posłuchać "Trenów", ale to chyba na tyle, "Pentral" mnie rozczarowało, "lo-fi" nigdy nie zaskoczyło. Dźwięk był rozmyty i grał dość krótko - 35 minut? - i z trębaczem. Miałem wrażenie czkawki po Molvaerze trochę. Ale ładnie, kawałki z "Trenów", atmosfera ginącego w ciemnościach brudnego sufitu, to był występ do którego chyba dobrze by się paliło duże ilości papierosów.

W sumie: dwa razy nieźle, za 5 zł to b. dobry wynik.

Les Rockets

Słucham ostatnio doskonałej składanki best-of Rockets, zatytułowanej "Galactica" (Rockets, najpierw około-wave'owe rzeczy, potem elektronika, italo disco, dużo dobrych rzeczy, i na pewno każdy zna ten hicior?). Chwytliwe, proste melodie, nic bardziej wyrafinowanego niż parę syntetyzatorów i gitar, charakterystyczne kostiumy i makijaż, pasujące do całości tego wszystkiego teksty, i na "Galactica" co kolejny kawałek to lepszy. Czyste złoto (czy raczej srebro), enjoy:


poniedziałek, 18 października 2010

Martial industrial domową metodą

(1) Weź coś Jacka Kaczmarskiego, najlepiej rip w kiepskiej jakości.

(2) Puść dość cicho, na tyle, żeby przez ścianę nie dało się rozróżnić słów; najlepiej przez głośniki jakiegoś starego laptopa.

(3) Wyjdź do sąsiedniego pokoju.

(4) Enjoy your new awesome martial industrial thingy!

niedziela, 17 października 2010

Już 17? Aua.

W skrócie, moje ostatnie dwa tygodnie:

(1) Każdy kolejny początek roku jest gorszy od poprzedniego. #corobićjakukładaćharmonogram

(2) Koniecznym warunkiem dobrego sushi party jest to, że każdy własnoręcznie skręca sobie makizushi.

(3) Akademia lulz: An analysis of coins landing on edge has been developed by
Murray and Teare [31]. Using a combination of theory and experiment they concluded that a U.S. nickel will land on its edge about 1 in 6000 tosses. Finally, Mosteller [30] developed tools to study the related question, “How thick must a coin be to have probability 1/3 of landing on edge?”
i:
Coin tossing is such a familiar image that it seems that large amounts of empirical data should be available. A celebrated study [21] is based on a heroic collection of 10,000 coin flips. Kerrich’s flips allowed the coin to bounce on the table so our analysis does not apply. His data do seem random (p = 1/2) for all practical purposes. Further studies of Pearson (24,000 flips) and Lock (30,000 flips) are reported in [33]. Our estimate of the bias for flipped coins is p = .51. To estimate p near 1/2 with standard error 1/1000 requires 2√n = 1/1000 or n = 250, 000 trials. While not beyond practical reach, especially if a national coin toss was arranged, this makes it less surprising that the present research has not been empirically tested.

(4) Moje nowe hobby: czytać słowo "concrete" jako "betonowy" w każdym kontekście. Like:

The point can be made more vivid by considering a more concrete case. Let us put the issue of branching-universe theories aside for the moment.
If there are such choice points, however, then, as a conceptual obligation, we should—rather than easing our conscience with compatibilist waffle and fudge—accept the reality of these alternate
concrete possibilities.
And to suppose that the concrete context of these relations in no sense qualifies its inner content, or that this qualification is a matter of indifference to thought, is quite indefensible.

(5) "Oedipus Brain Foil" to trzy naprawdę doskonałe albumy i każdy powinien je przesłuchać.

wtorek, 12 października 2010

Podsumowanie: konwenty 2010

Lucek uświadomił mi dzisiaj, że sezon konwentowy się kończy. Jako że wszystko wskazuje na to, że dla mnie już koniec z konwentowaniem w tym roku kalendarzowym (w okolicy są jeszcze Chrzanowskie Dni Fantastyki i Falkon, ale prawie na pewno nie będę na żadnej z tych imprez), mogę napisać parę zdań podsumowania.

Byłem w tym roku na 6 konwentach (Stary Port, Zjava, Rkon, FanFest, Avangarda, Inne Sfery), z czego 1 organizowałem (FanFest). Orient Express jako inicjatywa był na 2 albo 3, zależy jak liczyć (Rkon, FanFest, Inne Sfery). Na ogół pisałem niby podsumowania na bieżąco, więc chyba nie ma sensu się powtarzać.

Jakoś tak wyszło, że ominąłem / ominę największe imprezy: Pyrkon, Tricon, i Falkon. Z Pyrkonem tradycyjnie coś innego mi wypadło (chyba nieudana Lizbona), organizatorzy Triconu skutecznie mnie zniechęcili do przyjazdu tam, Falkon pokrywa się z Wrocławskim Festiwalem Industrialnym (a nawet jeśli nie, to po poprzednich edycjach poważnie bym się zastanawiał). Nie bawią mnie już konwenty masowe, przynajmniej jeśli chodzi o organizowanie na nich czegoś. Zresztą, na czwartej z dużych imprez, Avangardzie, byłem tylko przez pół dnia.

Żałuję trochę, że nie byłem na Nawikonie - przez dwa ostatnie lata był tam Orient Express, a teraz jakoś niefortunnie się zagapiłem / przespałem / miałem inne rzeczy na głowie.

Szkoda też że konwent w Krakowie nie wypalił w tym roku - z różnych modeli konwentowych imprezy skoncentrowane na jakimś konkretnym typie rozrywki chyba najbardziej do mnie obecnie trafiają, vide Stary Port, Zjava czy FanFest. Może w przyszłym roku coś z tego będzie, chociaż mam coraz mniej chęci na angażowanie się w organizowanie fandomowych eventów.

Z najfajniejszych rzeczy, zdecydowanie Sesje na Życzenie na FanFeście. Nieskromnie powiem że sądzę że zrobiliśmy najfajniejszą rzecz jaką widziałem na polskim konwentach w ciągu ostatnich paru lat, i na pewno planujemy to kontynuować podczas drugiej edycji konwentu.

Trochę brak mi już entuzjazmu dla idei Orient Expressu i jakby był ktoś zainteresowany, to chyba chętnie oddałbym mu inicjatywę (na tyle, na ile jest to czyjakolwiek inicjatywa i jest sens mówić o oddawaniu jej).

Der Golem na jutubie

Przyszło mi do głowy, że może warto będzie kiedyś napisać trochę o projektach Romana Sidorowa. Der Golem to dobra rzecz na późno-jesienną pogodę, zwłaszcza jeśli ktoś ma problemy ze słuchaniem Joy Division bo za wesołe, a Staruha Mha to jedna z lepszych dark ambientowych rzeczy evar. Był, bo gość za tymi (i paroma innymi, ale na ogół są one strasznie trudno dostępne) projektami niestety zabił się 23 IX 2003. Na razie, jedno z niewielu dostępnych nagrań video - jakość obrazu kiepska, lekko rozmyty dźwięk, kilku przećpanych, smutnych Rosjan łączących spadkobierców cold wave z postindustrialem - innymi słowy, kult:


niedziela, 10 października 2010

Jesienny sezon koncertowy

Jak dotąd niestety nie byłem ani na Ufomammut, ani na Avant Art Festival (Plotkina i Harrisa odwołano,więc przynajmniej tyle nie straciłem. Ale Alva Noto żałuję, po raz drugi nie udało mi się gościa zobaczyć na żywo, a bardzo bym chciał).

W czwartek 14 X o 20 w Eszewerii gra Jacaszek i Prawatt. Jacaszek będzie miał Jachnę, trębacza, i będzie grał rzeczy z mającego się ukazać na wiosnę przyszłego roku albumu, a Prawatt to fajne industrialno-ambientowe analogowe szumy, ich występ we Wrocławiu w zeszłym roku był fajny. Symboliczne 5 zł za wstęp, jestem pewien że będzie warto.


Tydzień później w Carpe o 20:30 gra Apteka, plakaty mówią że w ramach 25-lecia projektu, i że za darmo.

No i naturalnie jest Unsound z dużą ilością fajnych rzeczy, ale to wiadomo.


I jeszcze z sierściuchowych projektów 17 X grają Watain i Destroyer 666, i gdzieś koło tego Furia z Infernal War.


Jakby tego było mało, 16 X w Imbirze gra Zacier (z Kabanosem, ale to tak suchy projekt, że przekracza granice mojej wytrzymałości).

Co więcej, 13 listopada w Fabryce gra Carbon Based Lifeforms, i tak strasznie żałuję że jestem wtedy na Wrocław Industrial Festival... tym bardziej, że to pierwszy ich koncert w Polsce i nie wiadomo kiedy kolejny.

8 XII w Krakowie jest Laibach, i to zabawne, ale nigdy jeszcze nie widziałem ich na żywo. Może tym razem się uda?

I na początku grudnia Swans we Wrocławiu i Warszawie.

#klęskaobfitości

wtorek, 5 października 2010

Last Train out of Warsaw i za mocne ustrukturyzowanie gry?

Zastanawiałem się ostatnio (w ramach decydowania w co grać jesienią) nad tym dlaczego dobrze grało mi się w czyste Archipelago, dobrze grało w Last Train out of Warsaw prowadzone przez Inę, ale źle prowadziło tę grę samemu.

Chyba chodzi o to, że Last Train ma tę mocną, jednoznaczną i pregenerowaną strukturę dziesięciu zdarzeń (Jason nazywa to scenami, ale wolę myśleć o tym jako o zdarzeniach, "scenę" rezerwując dla scen poszczególnych graczy, czyli "turns" oryginału). Kiedy to prowadzę, powinenem głównie regulować tempo (brzydkie określenie na pacing, ale nie mam lepszego pod ręka) i frame'ować sceny dla pojedynczych graczy, a reszta kompetencji należy do graczy. Ale z uwagi na tematykę, nadawanie tempa i ucinanie scen jest tu strasznie ważne, i to pewnie jest motywacja na rzecz wprowadzenia MG do reguł Archipelago.

I chyba po prostu nie umiem prowadzić czegoś, co ma narzuconą aż tak mocną strukturę. Miałem w Warszawie parę momentów w których ta struktura po prostu mi przeszkadzała i narzucała zbyt wiele (Tim Koppang w którymś z flejmów na storygejach pisał o wind-up toy school of design, i chyba to co mi zgrzyta w tak mocno ustrukturyzowanych grach - w tym paru norweskich, jak Wieloryb - idzie w podobną stronę). Trochę jakby ta gra zostawiała mi za mało otwartej przestrzeni, i powodowała dyskomfort tym, że muszę dbać o to żeby trafiać do właściwych lokacji i tak dalej. Właściwie nie chodzi nawet o strukturę, bo z tym nie mam raczej problemów, ale o to, że Last Train narzuca mnóstwo treści; w tym co dokładnie powinno dziać się w której scenie (myślę o pytaniach do postaci graczy i o konkretnych rzeczach z którymi muszą sobie poradzić).

To by mi wyjaśniało dlaczego (1) nigdy nie dawałem sobie rady z prowadzeniem gotowych scenariuszy, esp. scenariuszy pisanych w duchu "krakowskiej szkoły grania", (2) dlaczego, mimo tego że wszystko przemawiało za tym, że Last Train w Warszawie powinno wypaść dobrze, wypadło średnio.

sobota, 2 października 2010

Muzyka na sesji

(luźny follow up do dyskusji tutaj)

Zastanawiam się nad wykorzystaniem muzyki na sesjach które grałem. To znaczy, myślę o sytuacjach w grze, przy których muzyka w tle coś dodała albo odjęła. Wychodzi mi zaskakująco mało:

(1) Apocalypse World w lutym w Warszawie, kiedy w fikcji był wieczorny party rage po ruinach, klikający licznik zajebistości / Geigera, a w tle leciało sobie Savage Republic, i powiedziałem że to jest dokładnie muzyka którą słychać na ulicach NYC. Pamiętam też, że Mical raz powiedział żeby przeskoczyć dalej na playliście, bo nie wytrzymuje Christine 23 Onna (duuude, soo lame!).

(2) Kiedy graliśmy w Sweet Agatha z SoiSong w tle, zwłaszcza pod koniec sesji (tak gdzieś od drugiej połowy do końca 'Jam Thalay Sai' z "Soi-Jin-No-Hi").

(3) I raz kiedy w Czarce graliśmy w Ganakagok, i było jakieś strasznie wesołe reggae. Ale tam było dużo innych rzeczy, akademia i tak dalej, i może to dlatego dopiero w połowie sesji udało nam się zebrać, a nie dlatego, że muzyka?

Czyli jedno pozytywne użycie, jedno minimalnie pozytywne, jedno negatywne.

Hej, moi kochani gracze którzy tu czasem zaglądacie, może Wam przychodzi coś jeszcze do głowy?

Jako bonus, sytuacja z Gramy!: na FanFeście prowadziłem Poison'd. Siadamy do gry, rozdaję karty, gracze kończą tworzyć postacie, i nagle dostaję pytanie:
- A gdzie masz muzykę?
Totalne zdziwienie z mojej strony:
- Muzykę?
- No, soundtrack jakiś.
- Yyy, ale po co mi soundtrack?
- Jak to, prowadzisz bez soundtracku?
- Pewnie. Od zawsze.
- To tak można?
Okazało się, że dla tego gracza moja sesja była jedną z pierwszych w życiu gdzie grało się bez podkładu muzycznego. Zabawne!