piątek, 5 sierpnia 2011

Yiyun Li "Włóczędzy"

Przeczytałem pierwszą powieść Yiyun Li. Czytałem wcześniej jej zbiór opowiadań "Tysiąc lat dobrych modlitw", co zostawia mi w kolejce tylko jej drugi zbiór, "Gold Boy, Emerald Girl".

"Tysiąc lat dobrych modlitw" odebrałem jako książkę ciepłą i nieco nostalgiczną. Z "Włóczęgami" jest zupełnie inaczej. Otoczenie jest szare i brudne, przez większość książki zimne, ludzie nieszczęśliwi i ułomni, a wydźwięk ponury. W dużym skrócie, książka opowiada historię tego, co dzieje się w prowincjonalnym chińskim miasteczku po egzekucji byłej działaczki komunistycznej, mniej więcej w okresie Pekińskiej Wiosny. Postacie są świetnie skonstruowane - proste, ale nie banalne, wiarygodne, interesujące, ale zarazem nie przeintelektualizowane. Część z nich jest powiązana - na ogół nie bezpośrednio, ale różnymi niemiłymi rzeczami które ktoś z ich rodziny zrobił komuś innemu. Im dalej w książkę zresztą, tym powiązań jest więcej. Zresztą siatka relacji w tej książce jest naprawdę dobrze zrobiona. Trudno tu wyłonić jednego głównego bohatera - wydaje mi się że miejsce na kartkach jest mniej więcej równo poświęcone: chłopcu świeżo przybyłemu z wioski, ułomnej dziewczynce i jej rodzinie, miejskiemu głupkowi, staremu nauczycielowi i jego żonie (rodzicom skazanej kontrrewolucjonistki), wżenionej w warstwę rządzącą spikerce radiowej i aktorce, a także dużej ilości pomniejszych postaci - przy czym przejścia między głównymi bohaterami a postaciami drugorzędnymi, i od nich do postaci tła, nie mających nawet własnego imienia, są zrobione właściwie niezauważalnie. We "Włóczęgach" jest dużo przemocy - nawet nie tyle w samej akcji, co raczej w przeszłości postaci. Ale zarazem nie ma jakiegoś prostego podziału na dobrych i złych, a w szczególności nie ma tu bohaterów - uznana za bohaterkę postać jest daleka od czystego sumienia.

To książka o nieszczęśliwych i skrzywdzonych ludziach, którzy krzywdzą siebie i innych swoimi nawykami i ambicjami, bardzo wciągająca, i z naprawdę dobrym zakończeniem. To także książka która nie jest właściwie w ogóle (poza może historyjką o dwóch małych rybkach i paroma innymi szczegółami) przyprawiona egzotyką Orientu. Ja dawno nie czytałem równie ponurej i mocnej pozycji o życiu w jednym z (nie mogę się zdecydować: autorytarnym czy totalitarnym) ustroju, i mogę powiedzieć że zdecydowanie warto po "Włóczęgów" sięgnąć.

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że Ci się spodobała. Chociaż dla mnie ta książka (i zbiór opowiadań też) są bardzo "orientalne". Myślę, że Li wpisuje się po prostu w hype na opowiadanie o tym, jak strasznie jest/było w Chinach za Mao i Xiaopinga. To proza dla turystów, jak fabularyzowane wspomnienia o polskim stanie wojennym. No ale nie mogę jej za to za bardzo krytykować, bo to dla mnie bardzo atrakcyjny hype (Chiny, nie stan wojenny). ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem, nie czuję tego - może za mało takich rzeczy się naczytałem (ale hype na straszne Chiny kojarzy mi się dużo bardziej z różnymi reportażami i wywiadami, i elementów które mnie tam drażnią u Li raczej nie widzę). Lubię we "Włóczęgach" to, że nie robi z ludzi walczących z systemem czystych i wzniosłych bohaterów, i też to, że nie ma tu wielu "orientalnych" elementów (jak rozwlekanie się nad dawnym pięknem Pekinu czy gongami i posągami Buddy przetopionymi podczas Wielkiego Skoku Naprzód).

    OdpowiedzUsuń