W skrócie, to koncert Kwoon w Imbirze miał wszystko to, co sprawia że koncerty w większości miejsc w Krakowie są chujowe: godzinne opóźnienie, fatalne nagłośnienie i brak miejsca i tlenu.
Najpierw zagrało Papertree, które jest polskim projektem, jak na moje ucho, to chcącym być Red Sparrowes czy Pelican (ale nie znam się na trendach w postrockach, więc równie dobrze to mogą chcieć być Russian Circles czy co tam teraz jest modne). . Wyglądało na to że ludzie z zespołu dobrze bawili się na scenie, więc przynajmniej im to granie daje radość, a skoro tak, to jakoś nie wypada mi się czepiać. Więc w skrócie, to się wynudziłem, nie lubię takiej muzyki na żywo, studyjnie też coraz mniej. Przynajmniej nie było wizualizacji (dalej mam traumę po A Storm of Light).
Kwoon zagrało w porządku, chociaż nagłośnienie było naprawdę fatalne (co przypomina mi o jedynym przekonywującym mnie argumentem za stoperami w uszach na koncertach: redukują szum na tyle, że da się rozpoznać muzykę w tym co leci z głośników). Oczywiście zagrali I Lived on the Moon, trochę nowych kawałków (były całkiem OK) i bardzo ładny walec z wysokimi rejestrami pod koniec, przez który miałem trochę wrażenie że rozgrzewali się przez godzinę żeby grać przez dwie minuty.
No nie wiem. Jakoś tak bez szału było.
środa, 19 października 2011
niedziela, 9 października 2011
Hiroshima Mon Amour na żywo, 1977
Ta wersja klasycznego kawałka Ultravox! jest imo lepsza niż na "-Ha!-Ha!-Ha!". To nagranie sprzed prawie 35 lat, więc dźwięk niekoniecznie jest krystalicznie czysty. Enjoy:
Subskrybuj:
Posty (Atom)