Savage Republic tak na serio poznałem rok temu, po występie 6633 North na VII WIF. Jasne, wiedziałem wcześniej, że Sonic Youth, że Neurosis i tak dalej, no ale jakoś trzeba dokonywać selekcji, i jakoś tak jej dokonywałem że do tej pory Savage Republic zawsze wypadało na tym drugim czy trzecim miejscu na liście projektów do przesłuchania. I oczywiście to był błąd. Niestety, trochę się zestarzeli i nie grają już na płonących beczkach (takie czasy), ale wciąż warto ich posłuchać, nie tylko dla celów historycznych i nie tylko studyjnie. Dowód (dowód jest z Los Angeles, bo niestety nie mam dostępu do nagrań najbardziej awesome fragmentów listopadowego koncertu we Wrocławiu):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz