Miało się zacząć o 20, zaczęło o 21, traktuję jako część uroku (bez ironii!) Eszewerii i takiego typu koncertów. Eszeweria, wiadomo: przybrudzone ściany, ciemno, krzesła każde z innego kompletu, losowe obiekty na ścianach, prywatne mieszkanie za barem, typowy stary Kazimierz. Dzisiaj już takich nie robią.
Po drodze były: mindfuck z kwantami (#pierdolężenieumiemapotemmampięć, ale mindfuck anyway, + chwila grozy na założeniu outcome indepence przy stochastycznym wyprowadzeniu nierówności Bella), słabe one-linery z okolic TBSP i konstatacja że od września nie jadłem syfskiej zapiekanki z okrąglaka. Nie zmęczyłem całej.
Experience of losing control było podzielone na dwie sale. Najpierw zagrali Michał Dymny i Tomek Chołoniewski. Perkusja + gitara, chyba jakieś minimalne wokale, nie widziałem za wiele bo uznaliśmy że dobrą strategią będzie okupowanie kanapy (w tej drugiej sali) na drugą część koncertu, co okazało się niezłym wyborem. W każdym razie, dość mocno improwizowane bawienie się instrumentami, luźne podobieństwa do bazyliona rzeczy, czasem tylko przeszkadzała mi brzmiąca po-Tzadikowo gitara, ale to ja. Trochę małpi gaj, bardzo fajne.
Potem Jeff Gburek i Rafał Iwański / X-NaVI:et, jak kto woli. X-NaVI:et już miałem zobaczyć przy jakiejś okazji parę miesięcy temu, ale coś losowego wypadło. Tło przy stoliku za nami trochę przeszkadzało - gość który czego się tknął zamieniał w suchar (Cum-bodża, Cum-erun, i tak dalej, no nigga plz) + dwie samice. Średnio mnie ciekawi czy przelizał się też z czwartą osobą przy stole, jakimś innym samcem, stawiam że tak. Na szczęście dość szybko przerzuciłem się na tryb w którym słowa stamtąd i od baru traktowałem jako dźwięki, nie jak mowę, więc było spoko, fajne dodatkowe efekty. Brakowało mi też jakiegoś jednego czy dwóch głośników za plecami, ale nie można mieć wszystkiego.
Zagrali bardzo dobry, zróżnicowany set. Jeff bawił się efektami, głównie pętle, "silnikowe" trzaski, zarysy melodii w tle, Iwański najpierw trochą talerzami, potem talerzami i czymś fajnym z dźwiękiem podobnym do fletu, potem czymś innym fajnym brzmiącym jak skrzyżowanie dźwięków z game boy'a ze stereotypową muzyką Dalekiego Wschodu, a potem też efektami. Bardzo satysfakcjonujące, chętnie przejdę się jeszcze na jego/ich jakiś koncert przy następnej okazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz