Wszystkie te francuskie papugi, które wynalazły dyskurs, ćpają amfę. Wieczorem żrą barbiturany, żeby zasnąć, a dzień zaczynają od amfetaminy, żeby się przedrzeć przez barbiturany. A potem ćpają amfetaminę, żeby zdążyć wymyślić jak najwięcej dyskursu, zanim znowu zaczną łykać barbiturany po to, żeby zasnąć. I to cały dyskurs.Ale poza tym, jest tu masa kiepskiej erotyki, dziwnie pozszywane z średnio do siebie pasujących kawałków postacie (może Rosjanie dostrzegają w nich coś więcej, dla mnie są zwyczajnie niespójne) i mnóstwo pretensjonalnej gadaniny. Większość wydarzeń średnio do siebie pasuje, dużo luk, rozczarowujące zakończenie, nużący i sztuczny język (może kwestia tłumaczenia, nie umiem ocenić). Nie polecam, mimo zdarzających się tu i ówdzie naprawdę niezłych fragmentów.
wtorek, 22 czerwca 2010
W. Pielewin "Święta księga wilkołaka"
Przeczytałem ostatnio "Świętą księgę wilkołaka". Niestety, bardzo się zawiodłem. Pielewina znałem do tej pory tylko "Mały palec Buddy" - świetną książkę, choć niekoniecznie umiałbym to uzasadnić czy powiedzieć co takiego w niej jest świetne (poza one-linerami, naturalnie). W każdym razie, czytając "Mały palec Buddy" czytelnik ma wrażenie że coś tu jest na rzeczy, nawet jeśli nie umie uchwycić co dokładnie. Z "Księgą" jest inaczej. Najbardziej spodobał mi się chyba wstęp, w którym Pielewin dissuje dalszą część książki, i niestety odnoszę wrażenie że trafnie. Jasne, są fajne momenty - o tym że skuteczną strategią przetrwania wilkołaków jest wciskanie głupim ludziom że wilkołaka można zabić tylko srebrem, albo o dyskursie - może ten o dyskursie jest wart copypasty:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz