Jeżeli wyróżniającą się cechą konwentu będzie jego „rozrywkowość” polegająca przykładowo na możliwości wzięcia udziału w grach terenowych lub karcianych, albo „artystyczność” polegająca na obecności w programie imprezy głównie spektakli czy pokazów filmowych oraz autorów, organizator będzie zobowiązany dopełnić wszystkich obowiązków wynikających z ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych w związku z uznaniem takiego przedsięwzięcia za imprezę masową. Natomiast w przypadku, gdy organizator konwentu położy nacisk na inne elementy np. na rozwijanie wiedzy uczestników poprzez wykłady prowadzone przez znawców oraz krytyków literatury fantastycznej, wykłady, spotkania z pisarzamia, konwent fantastyki nie będzie podlegał przepisom ustawy ponieważ nie spełni przesłanek definicji z art. 3 pkt.3 ustawy.i
W związku z tym można wnioskować, że organizacja konwentu, w którego programie znajdą się także typowo „rozrywkowe” elementy takie jak projekcje filmów lub pokazy artystyczne, prezentacje gier komputerowych lub możliwość wzięcia udziału w grach RPG, nie będzie przesądzała o uznaniu takiego konwentu za imprezę masową, pod warunkiem, że wydarzenia te nie będą angażowały znacznej liczby uczestników konwentu. Jeżeli organizator umożliwi w tym samym czasie uczestnikom wzięcie udziału w alternatywnych, konkurencyjnych wydarzeniach np. wykładach lub prelekcjach, ryzyko związane z dużą liczbą uczestników nie będzie występowało i co się z tym wiąże – przedsięwzięcie takie nie powinno zostać uznane za imprezę masową w rozumieniu ustawy.To też macie wrażenie że jest trochę tak, że im lepszy i ciekawszy dla uczestników konwent, tym bliżej mu do imprezy masowej?
No bo tak: jak myślę nad dobrymi konwentami na których byłem, to były dobre nie dlatego, że zapychały sobie program znawcami i krytykami literatury fantastycznej, wykładami i spotkaniami z autorami, tylko dlatego, że miały bazylion albo dwa dobrych atrakcji growych - sesji, larpów, turniejów, konkursów, games roomów, i tak dalej. Co więcej, im były lepsze, tym więcej uczestników uczestniczyło w takich właśnie atrakcjach, a omijało wykłady i spotkania z krytykami literatury fantastycznej.
To jest, naturalnie, tylko korelacja, i niekoniecznie oparta na wiarygodnych podstawach, ale z drugiej strony: dla mnie jest to dość dobre kryterium wyboru konwentu. Dużo autorów - niewiele ciekawych rzeczy. W praktyce sprawdza się całkiem nieźle. Ktoś jeszcze tak ma, czy to tylko ja?
Zabawne!
Ale "im lepszy i ciekawszy dla wszystkich uczestników" czy raczej tylko "dla erpegowców"? ;-)
OdpowiedzUsuńSam prawie w ogóle nie chodzę na spotkania autorskie itp. rzeczy, ale ja mam cele towarzysko-erpegowe (z przewagą tych pierwszych). Natomiast same konwenty nie są w końcu wynalazkiem graczy, tylko zjawiskiem, które jest właściwe różnym typom fandomów (mangowych, startrekowych, literaturowych etc.).
Nie tylko erpegowców! Larpowców, battle'owców, karciarzy czy planszówkowców też.
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o liczbę "rozrywkowych i artystycznych punktów" programu, a ich udział procentowy. Bo przecież mogą być prelekcje o tym jak robić LARP, pokaz zdjęć z LARP'ów, warsztaty Mistrzów Gry, nauka gry w strategie, etc. I już ryzyko błędnego uznania przez władze konwentu za "imprezę masową" spada.
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale nigdy nie zdarzyło mi się na konwencie odwiedzić prelekcji. Fakt faktem, że ostatnio w ogóle rzadko na konwentach bywam, ale jak już bywam i bywałem, to po to, żeby grać - czasem nawet kosztem snu, więc o wykładach różnych szkoda wspominać. Może ich pokutująca opinia właśnie jako zapychaczy programu ma tu coś też do rzeczy.
OdpowiedzUsuńNo i co do interpretacji prawnej - co jest bardziej masowego w 2 sesjach RPG po 5-6 osób + 4 graczach przy planszówce od prelekcji z 15-20 osobową widownią?
Podstawą wyłączenia konwentu z definicji imprezy masowej jest zdaje się artykuł 3, punkt 1, podpunkt b wspomnianej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, o ile szkoła jest współorganizatorem. W przeciwnym razie trzeba by wołać prawnika. ;-)
Zresztą artykuł 3 pkt. 3, na który wyżej powołuje się cytat, dotyczy imprez stricte sportowych, więc w ogóle nie wiem, co ma do tego proporcja RPG do prelekcji. ;)
Właśnie w tym problem! Prezentacje RPGów albo warsztaty prowadzenia to, z nielicznymi wyjątkami, typowe zapychacze programu. Stawiam 10 do 1 że z innymi grami jest podobnie. Myślę więc, że od strony RPGowej zabawny wniosek się utrzymuje: im mniej tych ratujących przed cechami imprezy masowej atrakcji, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście podobnie, ale ogólnie to prelekcji i innych popierdółek przy okazji planszówek i bitewniaków jest dużo, dużo mniej, mam wrażenie że te grupy w ogóle są dużo mniej rozteoretyzowane. Pamiętam, że przy okazji turniejów Warhammer Battle imprezy doskonale obywały się kiedyś bez jakichkolwiek dodatków, poza samymi bitwami i gadaniem przy okazji przerwy na fajka, i wszyscy byli szczęśliwi. Potem jako nieinwazyjne dodatki, pojawiły się jakieś konkursy, ale 90% czasu to cały czas były same bitwy.
OdpowiedzUsuńNatomiast wśród erpegowców jest sporo teoretyków; tak jak pisałeś przy okazji jakiejś relacji z OE - przyjść, popatrzeć, pokiwać głową, może nawet zadać pytanie, to tak, ale zagrać, to już "może innym razem". Ciekawe z czego to wynika.
P.S. I nadal nie za bardzo kumam, w jaki sposób te prelekcje ratują przed uznaniem za imprezę masową. Z ustawy nic takiego nie wynika, same gry z okazji konwentu w szkole są tak samo niemasowe jak prelekcje.
OdpowiedzUsuńJa widzę to raczej tak, że organizatorzy starają się, żeby konwent był jak najciekawszy (=zapewniał jak najwięcej różnych atrakcji), a przyjęło się, że spotkania autorskie, prelekcje i warsztaty należą do atrakcji. Hej, może nie dla nas, ale kogoś to chyba jednak interesuje i na nie chodzi? :)
Myślę że to po części dlatego, że erpegowcy w Polsce są przekonani że (1) RPG jest dane, tj.: są istotne wspólne elementy, wiemy co jest RPG a co nie, jak powinna wyglądać sesja, co powinni robić gracze, etc.; i że (2) jest dane im. Nie mam tylko wyjaśnienia dlaczego nie grają! Roboczo zrzuciłbym to na bycie fandomem, w którym obiegowa "waluta" i pozycja zależy od wielu rzeczy, ale samo granie niekoniecznie jest jedną z najważniejszych.
OdpowiedzUsuńA raczej wręcz przeciwnie, większość tych, co dużo gra, nie ma czasu na udzielanie się i zdobywanie punktów fandomu. Właśnie nie wiem, gdzie w ramach pozycji w fandomie usytuować samo granie; nie jestem pewien, czy w ogóle się w to wlicza, to jest wyobrażalne jest dla mnie istnienie osobników, którzy w zasadzie już nie grają, za to dużo komentują i czytają, więc zawsze mają coś do powiedzenia i są popularni. ;-)
OdpowiedzUsuńHej, poza tym RPG jest dane, niejeden pancerny jaszczur ci to powie. To się samo przez się rozumie, czym jest RPG. Tak jak z religią, jest tylko jedna.
Spójrzcie na strefę forumowych rpg. Najbardziej zapaleni miłośnicy i teoretycy RPG, co to wszystkie rozumy pozjadali, jak przyjdzie co do czego to nawet bez wstydu wyznają, że "na żywo to oni nie grają" lub że grali raz.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że to forum PBF, ale wciąż - PBF nie wydaje mi się czymś rozłącznym z RPG.
To osobny, ciekawy wątek. Wiele razy spotkałem się z opinią, że nie dość, że to coś kompletnie innego, to jeszcze na dodatek PBF i "żywe" RPG nieomal wzajemnie się wykluczają! Jest coś takiego w paradygmacie myślenia, jeżeli słychać opinie typu: gram w RPG, ale w PBF nie.
OdpowiedzUsuńDodatkowo miesza się terminologia, bo na forum sporo tak zwanych "gier" ma bliżej raczej do collaborative writing z moderatorem. Jak inaczej nazwać ten "czysty storytelling", "bez mechaniki", w "świecie autorskim, opartym na..."?
Dobrze, raczej chodzi mi o zwrócenie uwagi na fakt, że ktoś, kto twierdzi, że jego hobby jest RPG (nie pbf) i na tematy RPG się wypowiada, zdaje się być w dziwny sposób niechętny do grania na żywo.
OdpowiedzUsuńPBF przez to staje się czymś w rodzaju Maca.