piątek, 19 marca 2010

J. Kerouac "W drodze"

Następnym razem wchodząc do księgarni powinienem chyba zostawić pieniądze i kartę losowo wybranej osobie na ulicy; to wydaje się bezpieczniejsze niż dysponowanie nimi w środku - przynajmniej istnieje niezerowa szansa że nie stanie się z nimi nic głupiego.

Głupią rzeczą jaką zrobiłem było kupienie tłumaczenia "W drodze". No bo tak: nie znam historii jazzu - musiałem googlać co to był bop, większość nazwisk mi niewiele mówi. Moje obeznanie z kulturą Stanów - można pominąć. Z popkulturą - tym bardziej. Jedyny sposób w jaki mógłbym wyciągnąć coś ciekawego, to czytając w oryginale i złapać coś od strony językowej. Ale, oczywiście, musiałem kupić tłumaczenie, zamiast pierwszego tomu zbiorczego wydania Amberu, "Metra 2033" Glukhowskiego czy czegoś podobnego. Pocieszam się tym, że mam za to "Rzeźbiarzy chmur", drugi tom polskiego wydania "Complete Short Stories" Ballarda ("Ogród czasu" był przełożony całkiem nieźle) i "Mały palec Buddy" Pielewina, którego mi się to podoba czy nie, muszę czytać w tłumaczeniu.

W każdym razie, z "W drodze" przemówiła do mnie tylko końcówka, to znaczy Meksyk. Trochę mnie to zdziwiło, bo jestem raczej podatny na metaforykę drogi, podróży, tęsknoty, i tak dalej. Może to kwestia tego jak bardzo Dean - zachowanie, sposób mówienia, sposób myślenia - jest mi obcy (co, notabene, mogłoby tłumaczyć niektóre problemy jakie napotykam w rozmowie z kilkoma znajomymi ze studiów i z wcześniej). Mimo wszystko, mam jeszcze trochę luźnych skojarzeń, chyba w naturalny sposób rozwiną się do zrozumiałej postaci w ciągu paru dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz