poniedziałek, 19 lipca 2010

16-17 VII 2010; Gorlice: GCK; Ambient Festiwal

Jakoś nigdy nie udało mi się wcześniej dotrzeć na Ambient, a dodając do tego fakt że przegapiłem Biosphere w Krakowie podczas zeszłorocznego Unsoundu, wyjazd do Gorlic był koniecznością.

Pierwszego dnia grali AABZU, Stendek i Bionulor, drugiego Jerzy "Juras" Gruszczyński i Biosphere. Pewnym zaskoczeniem była dla mnie informacja, że ta edycja Ambientu była dziesiątą w Gorlicach, a dwunastą w ogóle. W sali duszno i gorąco, klimatyzacja może będzie za rok a może nie. Na początku trochę się śmialiśmy z ludzi którzy usiedli i wyciągnęli wachlarze, ale bardzo szybko zaczęliśmy im zazdrościć - okazało się że ich doświadczenie jako bywalców sprawiło że wybrali słuszną taktykę. Po Biosphere dyrektor GCKu wylazł z termometrem na scenę i powiedział że w środku są 34 stopnie. Gosh.

No, ale. AABZU zagrało dobry set, trochę podobnie do tego co słyszałem przy okazji Bennetta w Krakowie. Oni i Stendek grali tak, że pewnie część ludzi żałowała że nie ma w sali GCKu kawałka wolnego parkietu do pogibania się. Anyway, AABZU sprawia na mnie trochę wrażenie polskiego Empusae czy Ah-Cama Sotz, ich występ po raz drugi był fajny i nie będę miał nic przeciwko usłyszeniu ich jeszcze kiedyś. Zresztą, skład gwarantuje dobrą jakość.

Potem Stendek. Obowiązkowy MacBook na scenie, + VJ Tusto od wizualizacji. Niestety, był fail techniczny - Mac nie wytrzymywał temperatury, dźwięk dość mocno cięło, w końcu przerwano koncert na chwilę i kontynuowano po dostawieniu wentylatora. Trochę też zgrzytały mi kwestie dźwiękowe - wysokie tony dość mocno się zlewały w jedno. Ale za to niskie były dobrze zrobione i trzęsły fotelami. VJ całkiem OK, szczególnie fragment z twarzami jakoś na początku, potem nawet fajnie i abstrakcyjnie, ale bawił się odbiciami, co mi zawsze mocno zgrzyta - nie lubię dostrzegać wyraźnie osi symetrii, tutaj nie dało się ich przegapić.

Bionulor zagrał znacząco inaczej niż poprzednia dwójka, ambientowo, trochę dronowo, mniej elektronicznie, bardziej spokojnie. Gdzieś w tym momencie zauważyliśmy, że lęku metafizycznego dodaje żyrandol z kulą lustrzaną, wyglądający trochę jak wielki mechaniczny pająk z olbrzymią gałką oczną - tym bardziej, że na przemian na czerwono i zielono odbijał się w nim jakiś element nagłośnienia. Najbardziej chyba podobał mi się przedostatni kawałek, z samplowanymi wokalami, trochę a'la SETI. Nie umiem tylko zdecydować się co do ostatniego, 'Nic nie jest prawdziwe' - z jednej strony fajnie zrobiony a ja jestem podatny na takie zabawy z samplami wokalnymi, z drugiej przewidywalny i od strony tekstu, nieco pretensjonalny.

Jeśli jeszcze mowa o koncertach piątkowych - duży respekt dla gościa od świateł - poza Aphex Twin (ale to była zupełnie inna sytuacja) chyba nie widziałem tak dobrze zrobionych świateł w Polsce. Dobrane do melodii, odpowiednie kolory, dodawały całkiem sporo do występów.

W sobotę za to udało nam się zjeść (no dobra, zjeść to za dużo powiedziane) najgorszą pizzę evar.

Jerzy "Juras" Gruszczyński zagrał bardzo dobrze, ładnie i nieprzewidywalnie. Były takie momenty, kiedy myślałem "aha, od teraz to będzie jak Svartsinn czy Northaunt / ambientowy Ildjarn / coś akademickiego / Hirsch", a Juras zawsze grał coś innego. Skończył (no, przed przerwą po której zagrał jeszcze jeden kawałek - miał nie do końca dobrze dopasowany czas trwania pokazu slajdów ze zdjęciami gór) świetnym industrialnym walcem (zresztą wcześniej też ich kilka było), trochę podobnym do 'Megatron' Chu Ishikawy z soundtracku do "Tetsuo" (tego końcowego kawałka w filmie) z dodanymi elementami neoklasycznymi - super sprawa. Jedyne co mi odrobnikę zgrzytało, to dyskretne (w znaczeniu: nieciągłe) przejścia między kolejnmi utworami.

I wreszcie Geir Jensen, który zniszczył obiekty. Świetne wizualizacje, pejzaże, mocno przerobione metra i poczekalnie, różne plamy. Kawałki od "Patashnika" przez rozszerzoną "Substratę" do mojego ulubionego "Cirque", trzy bisy, zabawa efektami, field recordings, melodiami - doskonałość. I nawet samplowany kobiecy wokal w trzecim bisie nie przeszkadzał tak bardzo.

Z innych rzeczy, kupiłem sobie "Inbetween" Nemezis (chciałem to mieć jakoś od ich świetnego koncertu na VI WIF, a dotąd nie było okazji), "Minus" Tho So Aa (w ramach losowego zakupu, poza tym "Identify", tegoroczny album tego projektu, jest całkiem całkiem) i "Voice Tract - Droga Głosu" Wieloryba (za 20 zł, co jest po prostu śmieszną ceną).

Na koniec: wstępnie i nieoficjalnie, na przyszły rok zapowiedziano Fennesza.

1 komentarz: