niedziela, 20 czerwca 2010

Złoty Burak RPG #8

Nie śledzę fandomu sieciowego, ale czasem, chcąc czy nie chcąc (i raczej to drugie), trafiam na różne wyziewy. Tym razem, trafiło się w kontekście przetłumaczonego przez squida (imo słabego i szkodliwego tekstu, ale to może przy innej okazji) "A Quick Primer for Old School Gaming". Wyziew jest niewielki, ale doskonale pokazuje poziom orientacji w tym co dzieje się poza granicami Polski i, generalnie, poziom argumentacji na jakim pozostają polscy erpegowcy:
Amerykanie to skacza ze skrajnosci w skrajnosc. Albo system ponad wszystko, albo gra wiedza gracza, a nie postaci. W rezultacie nie trafiaja do mnie ich teorie.
 (kontekst)

Faktycznie, co za żłoby z tych Amerykanów. Jest ich jakieś 300 mln, a nie umieją zgodzić się w tak podstawowej i związanej z ich codziennym życiem sprawą jak podejście do RPG. Żenada, panie. No i co pan poteoretyzujesz, nic pan nie poteoretyzujesz.

Szkoda nawet czasu na tłumaczenie że "system" ze znanych sloganów to trochę więcej niż zasady walki z D&D. No bo przecież po co zastanowić się chwilę nad różnymi znaczeniami tego samego słowa, skoro można napisać coś głupiego i zostać poklepanym po pleckach przez kolegów z internetu, prawda? Pro tip: google lumpley principle, zastanów się czy są tu jakieś skrajności czy może proste podpadanie zakresów (chyba uczą tego w liceach, prawda?) a trolluj potem? Także przejście od "system jest ważny" do "system ponad wszystko" jest dla mnie dość niepojęte, ale to tylko ja.

Oczywiście jest jeszcze utożsamienie technik i praktyk designerskich z teorią, ale z tego to się chyba nigdy nie wyleczymy.

8 komentarzy:

  1. LoL, mnie okropnie podoba się grzmienie na temat "starej szkoły" i renesansu grania po staremu.

    Nie ma czegoś takiego jak "stara szkoła", bo tak w sumie grali wszyscy i do kilku lat wstecz nie było alternatywy (i w ten sposób zaczynali wszyscy których znałem w polsce).

    Dzisiaj oczywiście wraz z (niestety) rosnącą popularnościa gier indie-podobnych (mówię niestety, ponieważ rynek nasyca się niezwykle szybło i nowych, interesujących pomysłow jest tylke ile kot napłakał, a wszystkie nowości to odgrzewane kotlety miksujące dobrze znane motywy z bardziej popularnych gier). W takiej sytuacji ktoś poczuł się zagrożony i postanowił wprowadzić starą szkołe ponownie na piedestał (zapewne dlatego bo wybrał się na chwilke dio internetu, porozglądał do okoła i wykumał że jak ludzie pisza o tych "nowych" grach i sa jakieś fora im przeznaczone to zapewne wszyscy już zapomnieli o tym jak "głało się w zamierzchłych czasach")..

    Problem w tym że ta stara szkoła (lub jak kto woli sposób w jaki gra zapewne ponad 90% ludzi na świecie) nigdzie nie odeszła i nigdy nie była niczym zagrożona.

    Wystarczy jedna wyprawa na RPG.net (wciąż niestety najlepsze okno do RPGowego światka) aby się przekonać jak niezwykle zagrożone jest "klasyczne granie" (odpowiedź: wcale nie jest zagrożone, bo nigdy nie było i raczej nigdy nie będzie).

    Można psioczyć na 4e DnD o tym jak odchodzi od korzeni, można psioczyć na GNS, mozna zaprzeczać że nie ma się brain damage, bo to jest be sformuowanie i wszyscy powinni się kochać i nie przezywać.

    I jak znajdzie się grupka psioczących, to można postarać się o załozenie elytarnego klubu w którym grać bedziemy tak jak wwymyślili to sobie to Gygax, Arnesson i inni wielcy tego hobby.

    Zróbmy dokładnie to zamo co zrobili ludzie z ruchu indie kilka lat temu, za co to wieszaliśmy na nich psy i nazywaliśmy elitystami, wuśmiewając się z nich na każdym kroku. Ale my zrobmy to lepiej i z nas nie będzie się smiał nikt, bo skopojnie damy rade zagłuszyć oponentów i psubratów (jest nas przecie około 90%, prawda_) :D

    Ocyzwista mogę całkowicie się mylić, może na prawdę sposób tak jak grają wszyscy od lat powoli umiera i trzeba go reanimować?

    A może po prostu to kolejny klub do której "fajnie" jest przynależeć, bo koledzy w internecie jak usłyszą że my gramy "old schoolowo" to od razy się ku nam przychylą i polkepią po plecach...

    Warto w tym momencie przypomnieć tekst rona (cytowany już na tym blogu [url=http://adept-press.com/ideas-and-discourse/the-latest/naked-went-the-gamer/]wcześniej[/url], który to po raz kolejny wygeneraował hektolitry jadu w odmętach internetu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja widzę jeszcze inny problem z "starą szkołą". No bo to że sobie John z Jimem usiądą nad hexami i będą wspominali jak to się zajebiście grało w high schoolu (bo de facto do tego się sprawa sprowadza, ewentualnie sztucznie skonstruowanej nostalgii za graniem przed urodzeniem tego czy innego blogera)i czego to wtedy nie było w D&D (już sam nie wiem, czy OD&D to cokolwiek, to pulp, to postapokalipsa czy co jeszcze) - spoko, ich sprawa. Jak chcą zakładać blogi na których będą się sprzeczali czy to koszerne rzucać innymi kostkami niż k6 na obrażenia, cóż, wolny kraj, nie?

    Mój problem z OSR to zestaw będący kombinacją (1) popularności totalnie prostackiego myślenia w stylu old school vs new school - tak, jakby po '89 czy jaką tam inną cezurę sobie wybierzemy, wszystkie gry były takie same, LOL; (2) programowe odejście od przejrzystych procedur w grach na rzecz czystej uznaniowości MG, co imo jest może i fajną opcją, ale tylko opcją; (3) agresywny sieciowy fandom; (4) sen o Grze Uniwersalnej. I nagle robi się "trochę" mniej fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Juliuszu, a czemu sądzisz, że tekst jest szkodliwy?

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja skomentuję trochę z innej strony, a propos tego oldskulu, bo i się nieco oldskulowo już czuję, zaczynając zabawę z RPG od Kryształów Czasu drukowanych w MiMie jakoś tak około 1994 ;)

    I muszę powiedzieć, że rzeczywiście da się zaobserwować pewną nostalgię za przeszłością, ale to jest raczej nostalgia za przynależnością do grona młodzieży, niż za jakimś "oldskulowym sposobem grania" (bo jak wyżej nid wspomina - co to niby konkretnie ma znaczyć?). Tutaj bowiem muszę stanowczo stwierdzić, że właśnie różne nowe gry (nowe systemy, nowe sposoby rozumienia roli gracza/MG, nowe sposoby podejścia do grania w RPG w ogóle, nowe wizje rozrywki, słowem: rozwój) mnie przy tej rozrywce trzymają; gdybym miał dziś grać "tak jak w latach 90-tych" i nie miał żadnej alternatywy - po prostu przestałbym się w RPG bawić.

    Czyli nie taki "new school" straszny, jak go malują. A najbardziej mnie bawi czytanie/słuchanie nieco zmanierowanych ludzi sporo młodszych ode mnie, którzy tłumaczą mi, co to jest "prawdziwe RPG", w odróżnieniu od jakichś tam nowomodnych wymysłów... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Staszku:
    - jestem przekonany, że rozróżnienie na rulings w opozycji do rules jest fikcyjne i zaciemnia obraz tego co robi się w RPG;
    - Finch proponuje wizję MG-będącego-światem-i-zrównoważonym-arbitrem. Fajnie, może to czasem działa, ale przy tym podejściu widziałem znacznie więcej (i to dużo więcej) patologii i niedobrych sytuacji nadużywania pozycji MG niż fajnych efektów płynących z takiej roli MG.
    - plus, to już prywatnie, w stosowaniu rad z Quick Primera, widzę głównie świetny przepis na kiepską i nudną sesję, no ale tu już wchodzą moje preferencje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Staszek

    Dodając do tego co powiedział Nid, można mówic o szkodliwości w wymiarze tego, że ludzie tłumaczący (chwała im za to, że im się chce) nie mają w sumie pojęcia o tym co tłumaczą, oraz nie mają pod ręka ludzi, którzy by sprawdzili te teksty pod względem merytorycznym.

    Ja wiem, ze to dla fanów i przez fanów, ale szkoda że tłumacze tłumaczą dla samego tłumaczenia a nie starają się tłumaczyć ze zrozumieniem ;)

    @Paradoks.

    Jasne wszyscy nostalgicznie spoglądają na przeszłość. Ja tez nizwykle miło wspominam kilka sesji z kilkudziesięciu jake spędziliśmy na Krynnie grając przez kilka lat tymi samymi postaciami w AD&D (pewnie old skullowo) za młodziaka. Ale ja rówież zdaje sobie sprawę z tego, że pamięc działa wybiórczo (szczególnie w przypadku czegoś co nazywamy "naszym hobby" i na każdym kroku staramy sobie udowodnić, że warto marnować te kilka godzin miesięcznie siedząc ze znajomymi przy stole) i wymazała mi ona dziesiątki nudnych i popapranych sesji z pamięci, które nam się podczas tej kampanii przydarzyły (prawdopodobnie ponad 90% - spokojnie kilka dni, może i nawet tydzień mojego życia).

    Ja szczerze mówiąc za tym nie tęsknię ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze jedno ;-)

    Nie wiem czy kojarzycie ten (imo świetny): http://githyankidiaspora.wordpress.com/2010/01/21/if-youre-not/ post. W skrócie:


    "If you’re not having the best gaming of your life right now…

    If gaming isn’t getting better for you as you go along…

    If gaming isn’t becoming even more fun as you learn more techniques and refine the basics…

    …then you’re fucking up."


    Teraz, mój problem nie tylko z Finchem ale z OSR ogólnie jest taki, że ten ruch nie proponuje zastanowienia się nad tym co robimy przy rpgach i co zrobić żeby to było fajniejsze, tylko proponuje patrzenie w przeszłość i grzebanie się w niej, i wspominanie starych dobrych czasów, i jakieś mniej lub bardziej udane próby podróży w czasie do '70 czy '80. Skracając, imo "old-school" to propozycja bardzo łatwo prowadząca prosto do "fucking up".

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogę się pod tym podpisać.

    Nie zmienia to faktu, że od czasu do czasu mam ochotę na szczyptę takiego powrotu do przeszłości - ale jednak zdecydowanie tylko jako dodatek, nie jako "jedynie słuszna droga", bo to rzeczywiście godne pożałowania samoograniczenie.

    OdpowiedzUsuń