wtorek, 30 listopada 2010

Focus, Hocus Pocus

Po dwóch miesiącach zajęć jedyną zaletą kursu z emisji głosu jest to, że mam jakieś pojęcie dot. tego, dlaczego van Leer robi takie śmieszne miny na tym klasycznym live Focus:

Tor Lundvall, 2006

W 2006 Tor Lundvall wydał dwie płyty, "Yule" i "Empty City", i kiedy myślę o tym artyście, to zawsze o tych dwóch - omijam współpracę z Wakefordem, stosy kompilacji, wczesne mało ambientowe rzeczy, stosy wydawanych teraz kompilacji, czy nawet jego grafiki. Te dwie płyty są niezwykłe - zimowe, melancholijne i ciepłe jednocześnie, ale w subtelny, nienachalny sposób. Ludzie często myślą o nich jako o jesiennych, mi nigdy nie udało się tego dostrzec - nieodłącznie mam to w głowie powiązane ze śniegiem. Dużo ambientu, dużo melodii, do tego dość charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne wokale. "Yule" jest grudniowa, z powoli padającym śniegiem w świetle ulicznych latarni, albo jak zbity śnieg z wzorami wymiecionymi przez wiatr i wystającymi tu i ówdzie rudymi resztkami trawy, jak pierwsze zdjęcie tutaj. "Empty City" jest bardziej jak późna zima, powoli topniejąca i przechodząca w wiosnę, i jak deszcz ze śniegiem.

Ukraść można łatwo stąd i stąd.

Random RPGowe newsy #2

Skoro już mam stos takich rzeczy w RSSie, to może komuś się coś z tego przyda / zainteresuje.

(1) Eero Tuovinen wrzucił zasady swojej bajkowo-arturiańskiej gry Fables of Camelot. Wprowadzenie tutaj.

(2) Simon Carryer (z jego gier graliśmy kiedyś w Compass Gods) skończył wyglądający na całkiem fajny hack do AW, Conan World - jak mówi nazwa, Conanowe sword & sorcery na Apocalypse World. Tutaj.

(3) Daniel Solis pisze trochę o współpracy z duetem Crane & Sorensen przy Free Market i wrzuca parę starych wzorów grafik, o tu.

(4) Wreszcie, Jonathan Walton pisze sporo o projekcie antologii gier i tekstów, do dystrybucji na niewielkich czysto RPGowych konwentach, którą składa z Ryanem Macklinem.

poniedziałek, 29 listopada 2010

My Life with Wintermute #2

(follow-up do My Life with Wintermute - w skrócie, bo nie chce mi się pisać o fikcji, zadziałało imo doskonale)

Dodatkowe zmiany, luźne uwagi, etc.:
1. Przy tworzeniu Less i More than human, pominęliśmy modyfikacje obu (nie może mówić, chyba że...; umie latać, za wyjątkiem...). Nie zauważyłem żadnej istotnej różnicy, a to rozwiązanie intuicyjnie dobrze pasuje do settingu cyberpunkowego - ograniczenia pasujące do gotyckich horrorów itp. niekoniecznie mają tu rację bytu. Także, nie jest jasne jak miałyby wyglądać - "skrzypi, chyba że naoliwiony"?

2. Mistrz nie musi być AI lub w praktyce od AI nieodróżnialny - warto pamiętać o opcji zabawy szefostwem korporacji.

3. Niejasność w zasadach: czy w przypadku remisu w rzucie (co oznacza że konflikt został w jakiś sposób przerwany), jeśli jest to rzut na Making overture to connection, gracz dostaje punkt Love czy nie? Uznaliśmy że dostaje, ale kiedy teraz o tym myślę, nie widzę w zasadach niczego co by wspierało tę interpretację - powinniśmy rozstrzygnąć to tak, jak w przypadku Issue a Command.

4. Przypadkowo znalezione w sieci generatory imion to coś czemu nie należy ufać, bo a nuż wylosujesz jako nazwę korporacji "Sielec Unlimited"...

5. Znacznie łatwiej prowadzi mi się MLwM w tym settingu niż w oryginalnym XIX-wiecznym. Różnica chyba polega na tym, że tu znacznie łatwiej robić wstrętne rzeczy z Connections. To jest, od ręki mam jakby większy zestaw rzeczy które mogę im zrobić (bo poziom wyrafinowania jest mniej więcej taki sam). Albo mocniej oddziaływują emocjonalnie, bo po prostu są nam bliższe?

6. Nie wiem na ile wczorajsza sesja była płynna - miałem wrażenie że średnio, ale może to kwestia (1) tylko dwójki graczy, (2) tego że odruchowo porównuję z Apocalypse World, które prowadzi mi się wyjątkowo płynnie, nie ma w zasadzie momentów zawahania. Tu było kilka, ale może to dobrze - nie było praktycznie żadnych słabych motywów, i może to tylko kwestia przypomnienia sobie gry.

Trochę Bad Sector na zimę

Chyba nie ma nic lepszego na zimę niż "Kosmodrom", najlepiej z doskonałymi czterema bonusowymi kawałkami, ale poniższy kawałek - do znalezienia, o ile wiem, tylko na "Storage Disk 2" - jest niemal równie dobry:

sobota, 27 listopada 2010

My Life with Wintermute

Na jutro. Oryginalnie, pomysł znaleziony przez vh gdzieś na rpg.net.


Neony Shinjuku, kałuże na ulicach Ciągu, rdzewiejące fabryki środkowych Stanów - i doskonale geometryczny, pełen kolorów świat Sieci. Stara, wyblakła elektronika, chińskie jedzenie, nielegalne wszczepy i krew na twoich dłoniach. Życie podwładnego Wintermute jest ciężkie. Rzeczy które każe ci robić sprawiają że nie możesz patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Polecenia Wintermute robią się coraz trudniejsze do zrozumienia, i boisz się o niego/nią/niu i o siebie. I gdyby choć tylko ktoś dostrzegł w tobie człowieka..

Zmiany są powierzchowne:
Mistrz, Wintermute, jest AI lub człowiekiem tak mocno zmodyfikowanym różnymi technologiami, że różnica jest czysto akademicka. Postacie graczy w jakiś sposób dostały się w jego/jej/ju sieć wpływów i są od niego uzależnione - fizycznie (narkotyki, technologia), psychologicznie (syndrom sztokholmski, rodzina) albo społecznie (szantaż). Wintermute nie jest w stanie samemu działać w świecie zewnętrznym i wielu regionach Sieci (jest ścigany przez Turingowców? istnieje tylko w sieci, z drastycznymi ograniczeniami protokołu?), i wykorzystuje do tego postacie graczy.

Przy tworzeniu Mistrza określa się:
- dlaczego nie jest w stanie samemu działać;
- czego Mistrz potrzebuje od świata zewnętrznego (Needs);
- na czyim uznaniu mu zależy i dlaczego, oraz co kieruje jego działaniami (Outsiders, Wants);
- Aspekty (Brain, Beast) i Typ (Teacher, Breeder, Collector, Feeder) zostają te same;
-Fear interpretuje się jako wpływ Mistrza, Reason jako wpływ świata zewnętrznego.

Przy tworzeniu postaci określa się:
- Pogardę do samego siebie oraz Wyniszczenie (Self-Loathing, Weariness) - bez zmian;
- More than human i Less than human, to wyjątkowe wszczepy, nielegalne biomodyfikacje, etc.; działają tak samo jak w podstawowych zasadach;
- Connenctions bez zmian.

Wszystkie rzuty oraz Intimacy/Desperation/Sincerity zostają bez zmian. Being Captured, Horror Revealed i opcje Endgame są takie jak w MLwM, z dokładnością do dostosowania opisu do settingu i sytuacji w grze.

Greg Costikyan o My Life with Master

Przy luźnym skakaniu po sieci przypadkiem trafiłem na starą (2003) recenzję My Life with Master, napisaną przez Grega Costikyana (na polski: gość od Toon, pewnie w ten sposób to nazwisko będzie jakkolwiek rozpoznawalne). W środku: dużo fajnych rzeczy o tym jak MLwM różni się od dotychczasowych RPGów, trochę o różnych typach historii i o tym dlaczego nie da się ich zagrać na Niektórych Dotychczasowych Grach, i na koniec sporo uwag ludologicznych. Fajna rzecz do przeczytania przy popołudniowej kawie z ciastkiem, TUTAJ.

Random dźwięki

Jedną z bardziej niesamowitych rzeczy ostatnio jest: kiedy wracam późnym wieczorem do domu, i tuż koło nieoświetlonego zakrętu i ulicy z dziurawym asfalcie słychać melodię 'Happy birthday'. Bardzo prymitywną, na może czterech dźwiękach, z czegoś umocowanego koło bramy z artystycznie wykutego żelaza, na której wiszą strzępy baloników. Wszystkie okna domu są ciemne, tylko podjazd i parking są oświetlone, dookoła pada śnieg z deszczem, kałuże na ulicy powoli zamarzają i nie słychać żadnych dodatkowych dźwięków, poza wiatrem.

czwartek, 25 listopada 2010

[RIP] Peter Christopherson

Peter 'Sleazy' Christopherson (Throbbing Gristle, Coil, SoiSong, The Threshold HouseBoys Choir, ...) umarł wczoraj w nocy.

Dla mnie osobiście, Christopherson był jednym z najważniejszych współczesnych artystów. Niestety nie byłem na koncercie Coil w Gdańsku kiedy jeszcze działali, ale miałem szczęście zobaczyć SoiSong w zeszłym roku, i był naprawdę doskonały. Naprawdę wielka szkoda.

Aha, na Brainwashed pojawiają się krótkie wspomnienia o Sleazy'm.

środa, 24 listopada 2010

PSI-run #1

Zagraliśmy pierwszą playtestową sesję PSI-run, gry Meguey Baker, Michaela Lingera i Christophera Moore'a. Grali: vh, Ina, prowadziłem ja.Tekst gry poleca granie na dwóch i więcej MG, nie wypróbowaliśmy tego.

Generalnie, gra jest o postaciach z amnezją i supermocami, które uciekają przed Łowcami, i jest bardzo mocno oparta o Otherkind dice.

Od strony fikcji: większość akcji działa się w Kowloon, trochę w genericowej latającej fortecy. Sceny (zapisuję, bo to ważne dla gry):
(1) Crash - (2) scena w mieszkaniu - (3) ucieczka do drugiego bloku
                  (2') przesłuchanie w latającej fortecy - (3') własne łóżko
Detale: mówiący tatuaż Goebbelsa, pożar i masakra populacji Kowloon + trzęsienie ziemi w Hong Kongu, kontrakty z Lucyferem, duże ilości fal sonicznych i podpalania przedmiotów. Fun was had.

Stos uwag z sesji:
1. Czy jest domyślny nastrój gry? Tj. czy jest pomyślana jako wesoła czy nie? Czy drastyczne rzeczy są w nią wpisane?
2. Na ile setting musi być "modern"? Czy cyberpunk albo wiktoriański Londyn są OK, czy musi to być "teraz"?
3. Przydzielanie mocy do postaci - w jaki sposób? Czy jedna moc przypada na jedną postać, czy może być więcej? Czy moce powinniśmy ustalić na początku gry, czy możemy sobie jakąś dodać w trakcie gry?
4. Karta postaci powinna mieć sloty w których można sobie położyć kości (a'la ta z Ganakagok), a w podręczniku we wszystkich miejscach kolejność kategorii rzutów powinna być taka, żeby najpierw były umieszczone te, za które zawsze dostaje się kość (Goal, Reveal, Chace/Capture/Dissapear Forever), reszta (Harm, PSI) potem.
5. Czy jest jakaś dobra i naturalna kolejność opowiadania wyniku rzutu (tj. np.: Goal - Harm - Reveal - PSI - Chase, albo: Goal - PSI - Harm - Chase- Reveal, etc.)? Czy gra to wymusza?
6. Co zrobić w sytuacji w której powodzenia Goal zależy od powodzenia Reveal? Intuicyjnie, należy blokować takie sytuacje i prosić o inny Goal, oraz zbanować Goal którego celem jest przypomnienie sobie rzeczy (takie, żeby odpowiedzieć na któreś z pytań definiujących postać), ale nie widzę niczego takiego RAW.
7. Czy możliwe jest, że przy przydzieleniu 4 do Chase, Chasers pojawiają się w pierwszej scenie, Crashu, tam gdzie postacie, czy też Crash jest tylko początkiem, a kiedy zaczynamy grać po tym kawałku wprowadzenia od razu jesteśmy w scenie drugiej (wtedy, tylko na 1-2 Chasers są od razu w scenie z postaciami graczy).
8. S. 9, czy *** odnosi się tylko do wyniku 5-6 tabelki Chase, czy do pozostałych dwóch możliwości także?
9. Czy MG powinien grać w taki sposób żeby zmuszać graczy do rzutu, czy powinien tylko przedstawiać im otwartą sytuację? Na ile powinien nadawać presję wewnątrz sceny, a na ile tylko przedstawiać możliwości? Innymi słowy, czy powinien robić Moves Snowball?
10. Miałem parę niejasności dotyczących tego, czy jesteśmy jeszcze w tej samej scenie, czy już w nowej. Może tylko dlatego, że usilnie starałem się nie wejść w (bardzo dla mnie intuicyjne) scene resolution, potrzebuję więcej grania żeby to zobaczyć - zobaczymy w weekend.
11. Sytuacja: Chase zeszło z gry, na jego miejsce weszło Capture. Goal: ucieczka przed Łowcami. Co zrobić przy przydzieleniu przez gracza 6 na Goal, ale np. 2 albo 3 na Capture? A co przy przydzieleniu tam 1?
12. Różnica w "first say" vs "final say". Czy jeśli final say ma zawsze grupa, to same rzuty nie są de facto redundantne? Czy grupa może całkowicie odrzucić coś co powiedziała osoba z first say?

Tyle moich notatek, macie coś jeszcze / tekst gry coś rozjaśnia / któreś nie ma sensu?

poniedziałek, 22 listopada 2010

Zoviet France

:Zoviet*France: to, przynajmniej wśród moich znajomych, chyba najbardziej niedoceniany projekt ambientowo-industrialno-etc. Ci goście wydali wielkie ilości fajnych dźwięków, nagrali znacznie więcej niż wydali, a jednak jeśli już o nich słychać, to jako o Rapoon Robina Storeya, o którym można myśleć jako o prostszej i bardziej przystępnej wersji :Z*F:. To nie jest typowa dla nich, jak to się ładnie określa, "etnologia fikcyjnych kultur", to zresztą jedna z ich najpóźniejszych rzeczy - warto zwrócić uwagę na bogate tekstury i melodyjność, przy jednoczesnym zachowaniu dość minimalistycznego podejścia do dźwięku. Something Spooked the Horses, enjoy:

Haus Arafna

Dzisiaj trochę smutnego disco. Generalnie ich kawałki nie bardzo do mnie trafiają, i ten jest jednym z niewielu. Ale za to mogę go słuchać naprawdę bardzo długo, i nie przeszkadza mi ani kiepskie video, ani pretensjonalny tekst, ani nic w ogóle:

sobota, 20 listopada 2010

Free Torment / Planescape Market

Od jakiegoś czasu zastanawiam się na czym dałoby się dobrze zagrać Planescape. Nie interesuje mnie użeranie się z zasadami AD&D i podobnych, chciałbym coś bardziej storygejowego. Także, zupełnie nie interesuje mnie archeologia modułów czy inne odkopywanie źródeł. Chciałbym mieć coś luźno opartego na cRPGu, z dużą ilością koloru i szlajaniem się po Sferach. I jakoś tknęło mnie przy czytaniu Free Market.

FM wydaje się być niezłym wyjściem, bo:
- ma jakiś tam mechanizm rotacji wspomnień;
- Flow można przedstawiać jako Sferotknięcie,a Agregat czymkolwiek (Moce czy coś). Wyzwanie klasy Agregat = wyzwanie rzucone samym Sferom;
- MERCZe to Frakcje, ewentualnie do zmiany: wielkość (miejsce i liczność)
- tech to artefakty i zabawny stuff;
- większość skilli zostaje bez zmiany albo łatwo się przepisuje (np. Mobbing = Tatuaże);

FM nie wydaje się być najlepszym wyjściem, bo:
- przede wszystkim nie jest jasne czy działa (tja, taka tam drobnostka);
- nie bardzo ma mechanizmy dla podróży między Planami (ale może wystarczy sam kolorek?);
- nie widzę jak tam wrzucić pretensjonalną mistykę;
- jak ładnie i prosto zinterpretować geneline i generacje?

Warto nad tym myśleć, anyone?

Brighter Death Now z WIF VIII

Przypadkiem trafiłem na dwuczęściowe nagranie z koncertu Brighter Death Now #wzeszłymrokunaWIF. Oprócz oczywistych walorów muzycznych, warto przyjrzeć się temu co robi Karmanik na początku drugiej części: nonszalanckie gesty, wyszukiwanie sobie ofiar do terroryzowania wśród publiczności, pełna bezpośredniość - dość rzadko spotykane elementy występu muzycznego. Enjoy. (także: nagranie z dalsza, inne nagranie)

 

Peemem, sreemem

Wygląda na to, że znowu wypada ostatnio pisać o PMM. So can i has?

Weźmy coś takiego i zobaczmy co da się z tego wyciągnąć: głównym sensem istnienia konkursów RPGowych powinno być dostawanie dobrego feedbacku. Dobry feedback, to taki po którym gramy lepiej - znamy więcej technik, umiemy się nimi lepiej posługiwać, znamy więcej sposobów gry czy gier, nie popełniamy błędów które popełnialiśmy, lepiej radzimy sobie z dynamiką społeczną, i tak dalej.

Tak więc Gramy! daje radę, bo gracze mogą zetknąć się z różnymi sposobami prowadzenia i ludźmi grającymi w innym stylu niż oni, konkursy na pisanie gier dają radę dlatego że dostaje się potem recenzje i wrażenia ludzi którzy może zagrali w jakiegoś tam twora, konkursy na scenariusze dają radę, bo dostaje się feedback od ludzi którzy siedzą w scenariuszach i korzystają z nich.

Z tego punktu widzenia, problemami PMM zupełnie nie są wciąż i wciąż wyciągane rzeczy - to że Craven Deckardowi parę lat temu powiedział że, czy to że Wojtek zastosował rekwizyt z soku malinowego sesji, czy to że ktoś kto i tak nie jeździ na konwenty strzela focha, bo na pewno Jego Ukochana Gra Nie Zostanie Doceniona Przez Zły Fandom, czy że ego jakiejś tam gwiazdki sieci poważnie przejmuje się tytułem Miszcza Miszczów, czy co tam jeszcze.

Problemem PMM jest to, że konkurs nie jest ukierunkowany na dobry i skuteczny feedback.

(nie mam tu jakiegoś super uzasadnienia, poza stosem rozmów nt. PMM, obserwacją flejmów sprzed paru lat i własnym udziałem rok temu, więc jeśli ktoś ma argumenty za tym że feedback, zwłaszcza w początkowym etapie konkursu jest dobry - i nie: dobry na ile Biedni Sędziowie Mogą, ale po prostu dobry - to ja chętnie usłyszę)

(nb, jeśli mogę oceniać po regulaminie, to samo tyczy się też np. Złotych Kości z Grojkonu)

PMM to trochę konkurs który dzieje się bo zawsze się dział, i wygląda tak jak wygląda, bo Puszkin napisał kiedyś tam regulamin i zostało. Nie ma pomysłu na PMM, więc nie ma też zmian, i dlatego z każdym rokiem różne dziury są coraz lepiej widoczne. Co więcej: z różnych historycznych powodów, w Polandzie nie myśli się o graniu w gry jako o czymś czego można się prosto nauczyć - bycie MG jest trudne, każdy uczy się na własną rękę, nie ma tradycji rozmawiania o grze, ludzie nie umieją identyfikować swoich preferencji growych, jeśli ludzie rozmawiają o technikach, to głównie o tym co jest dobrym podkładem muzycznym do sesji, i tak dalej. Krótko: nie ma dobrego kontekstu dla funkcjonowania czegoś takiego jak dobry feedback jeśli chodzi o prowadzenie.

Wszystkie inne problemy: jak to, że wielu sędziów niekoniecznie powinno sędziować bo ich kompetencje są średnie, albo to że kryteria są z głębokich lat '9o w Polsce, albo to że bazylion gier niby nie daje się sensownie w ramach PMM oceniać wynikają właśnie z tego, że nie ma myślenia w kategoriach skutecznego feedbacku.

Naturalnie, to może być doskonale OK - może warto mieć taki czysto lulzowy konkurs służący do tego żeby sobie trochę pograć, pośmiać w niewielkim gronie i podenerwować Sejiego - spoko. Ale może warto byłoby mieć coś nieco fajniejszego?

czwartek, 18 listopada 2010

13 XI 2010; IX Wrocław Industrial Festival #2

Drugi z głównych dni WIF. W ramach uzupełnienia pierwszego, warto dodać że wokalista Theme non stop zasłaniał sobą obraz (co drażniło), a Christophe Demarthe umie ruszać połową ciałą, drugą mając całkowicie nieruchomą (co rządziło).

Job Karmę widziałem po raz trzeci, i po raz trzeci zagrali dobrze. Mieli nowe wizualizacje Bagińskiego, chyba dwie albo trzy - ta z telewizorami (4:16) do TerrorVizji jest rewelacyjna, i mam nadzieję że pomysł wydania DVD z wszystkimi wizualizacjami o którym kiedyś można było usłyszeć jest wciąż aktualny. Także, był do kupienia ich nowy album, wydany w kwietniu w OBUHu, a ja przegapiłem. Świetny efekt tworzyło koło 10 ekranów (netbooków?) porozstawianych na scenie, z zapętlonym fragmentem video. Bardzo sympatycznie, i mogliby czasem wpaść do Krakowa.

Non Toxique Lost - to niemiecki projekt, a ja miałem wrażenie że słucham bardzo japońskiej muzyki. Pierwsza połowa brzmiała tak, że spokojnie możnaby ich wsadzić jako soundtrack do Electric Dragon 80K V, druga bardzo mocno przypominała mi bardziej luźne i przystępne albumy Einsturzende Neubauten. Mi się podobało, sympatyczny przerywnik.

Contagious Orgasm - bardzo, bardzo ładny koncert. Trochę jazda przekrojowa po całej dyskografii, duże zróżnicowanie, od szumów z okolic "Vacuum Pulse" przez ściany hałasów do wyraźnych i czytelnych bitów. Tu światła bardzo dały radę, tworząc nad ich głowami jakby przestrzenną strukturę, i do tego zniekształcone cienie obu Japończyków na ścianie z prawej strony i na wizualizacjach. Sycące.

Derniere Volonte - bardzo popowo, mnóstwo kawałków z ostatniego albumu, chyba nic ze starych płyt. Wokalista zachowywał się trochę tak, jakby chciał zapłodnić mikrofon. Muzycznie, za cichy wokal, i - jak na mój gust - za dużo playbacku. Ale sądząc po reakcjach sali nic się nie zmieniło, i wygląda na to że militarny pop to wciąż doskonały sposób na wyrywanie lasek (a, mając w pamięci Toma z Finlandii, podejrzewam że lasków również).


Spiritual Front. Bolało mnie nagłośnienie - np. w ogóle nie udało mi się rozpoznać co zagrali po 'Kiss the girls and make them die'. Trochę jak koncert metalowy, ze zdecydowanie za głośną perkusją, zagłuszającą inne elementy. Ale poza tym, naprawdę nieźle. Zagrali dość mocno inaczej niż na płytach, mniej balladowo, bardziej agresywnie, głośniej. Trochę rozumiem już dlaczego Salvatori określa się jako Hellvis (libertyński braciszek Elvisa). Także, jego chwyt z zasłanianiem projektora tak, żeby wyświetlany film lądował na pudle gitary był naprawdę niezły. Mniej więcej po połowie "Armageddon Gigolo" i "Roma Rotten Casino", chyba tylko jeden starszy kawałek. Spodziewałem się czegoś więcej, ale i tak wyszło naprawdę zacnie.

Con-Dom - oh yeah. Nie każdy lubi taką muzykę, mi różne power/harsh/etc. projekty robią dobrze przede wszystkim na żywo. No bo półnagi, wysmarowany brązową farbą gość na scenie, zero świateł, tylko ponura wizualizacja z ruinami zamków, cytatami z de Sade'a i chłostanymi męskimi pośladkami. Mike'a widać głównie w błysku fleszy (chyba po raz pierwszy duże +1 dla ludzi z aparatami na koncercie, efekt był świetny), wrzeszczenie do dwóch mikrofonów naraz, gibający się transowo ludzie pod sceną, i tak gdzieś w połowie wychodzi postać o trudnej do określenia płci w militarnym stroju i zaczyna go chłostać. Mi się bardzo podobało, ale chyba jestem w tym odosobniony.

Kunst Als Strafe - najpierw były artystowskie drony i abstrakcyjne wizualizacje, ale potem się rozkręcili i było fajnie i w stylu Troum. Moment kiedy zeszli ze sceny, zostawiając powoli cichnący rytmiczny walec był całkiem niezły. Nic mnie tam nie zachwyciło, ale jako podsumowanie na zakończenie koncertu, całkiem całkiem.

Niestety, tradycyjnie nie mogłem zostać na ostatnim dniu - żałuję, bo podobno było fajnie. All in all, tak jak oczekiwałem - impreza pierwsza klasa, bez wątpienia najlepsze wydarzenie muzyczne na jakim byłem w tym roku, i jeśli niebo nie spadnie mi na głowę, z pewnością jadę na kolejną edycję.

InSpectres w Portalu

Again, I'm late to this party. Mam sporo dobrych i sporo zabawnych wspomnień z InSpectres.

Dobre są takie, że to druga gra niezależna w jaką grałem - piewszą było chyba półgodzinne the Sword z Lukiem i Dro. Nawet APek z naszego pierwszego IS jeszcze wisi, zabawnie się to teraz czyta (podobnie jak Kumquat Tattoo które graliśmy zaraz potem). A, no i zagraliśmy na tym naprawdę sporo niezłego Cthulhu z różnymi losowymi osobami.

(przy okazji, wygląda na to, że od trzech i pół roku praktycznie w ogóle nie gram w mainstreamowe RPGi - życzę sobie następnych stu)

Zabawne jest to, że jakoś tak wyszło, że do tej pory nie widziałem pełnej wersji gry - zawsze korzystaliśmy z demo i z hacka. Jeszcze zabawniejsze było to, jak udało nam się wyciągnąć z tego samego demo coś znacząco różnego od Ariocha i reszty - niestety, chyba wszystkie wątki z rozmowami o tym poleciały w cholerę z kasacją indie.go.pl (czy jak tam się to nazywało). Kupę radochy dało nam też hackowanie wszystkiego co się ruszało na InSpectres. Those were fun times.

(#niegramwgrywydanepopolsku ((C) by Ola), więc raczej nie wrócę do InSpectres po wydaniu gry przez Portal ale w ramach #nieprowadzęnaSavage'ach mam nadzieję że e-fandom mnie nie zawiedzie i że szybko zobaczę w Gwiezdnym Piracie konwersję InSpectres na Savage Worlds :D)

'Blume'

Trochę dobrej emo muzyki do zapętlenia. 'Blume', klasyczny (tak ze 20 lat historii i różnych wersji? tu przykładowa jedna i druga) kawałek Clair Obscur, na żywo robi dość piorunujące wrażenie, i naprawdę warto dać im te 3:37 swojego życia:



Bo czasem po prostu jest tak, że nie ma się nic do zrobienia, ale zamiast iść spać klika się replay i replay.

Bad Sector - [1995] - Ampos

W ramach refleksji po WIF: "Ampos" to mój nowy muzyczny faworyt do słuchania nocą w pociągach. Jest gęsty - np. "Kosmodrom" byłby dobry, ale jest w nim dużo pustych miejsc, i dodanie rytmicznego stukotu kół psuje niektóre efekty. Jednocześnie nie ma rozbudowanych niskich partii, i różne szumy i łomoty tła dobrze uzupełniają średnie i wyższe tony. Włącz to, patrz na przelatujące za oknem kształty, skorzystaj z dodatkowych dźwięków kół pociągu, trzaśnięć drzwi, obijającej się ramy zepsutego okna i szumu wiatru. Koniecznie kiedy jest ciemno. "Ampos" można ściągnąć ze strony Bad Sector, tutaj, za darmo, warto nie tylko na podróż.

środa, 17 listopada 2010

Nagranie z FanFestu

Khaki wrzucił stare (z FanFestu) i krótkie nagranie mnie machającego rękami o słowie indie w ramach prelekcji Orient Expressu, TUTAJ. Zabawnie jest zobaczyć siebie na video, wykonuję dużo inogestów, zmarnuj dwie minuty swojego życia patrząc na mnie!

wtorek, 16 listopada 2010

12 XI 2010; IX Wrocław Industrial Festival #1

Po raz czwarty byłem na WIF. Face it, gadanie np. gości od Unsoundu o najlepszym festiwalu w Polsce jest jednak troszeczkę na wyrost.

Ponownie, niestety, byłem tylko na dwóch głównych dniach, bo trzeba było wrócić do Krakowa - w efekcie znowu nie zobaczyłem np. Vilgoci (mam trochę epickiego pecha do jego koncertów). Wydaje mi się że w tym roku było bardziej spójnie stylistycznie niż na poprzednich paru edycjach - nie było np. niczego czysto neofolkowego, dark ambientowego albo jakiegoś EBM. Z jednej strony fajnie, z drugiej brakowało mi czegoś pokroju zeszłorocznego występu Illusion of Safety.

Na plus idą lepsza niż poprzednio gra świateł i wreszcie jakaś szatnia, na minus nagłośnienie - czasem się krztusiło i robiło brzydkie rzeczy z wysokimi częstotliwościami. Większość projektów miała też chyba za słabo nagłośniony wokal, i to niestety trochę się odbiło na jakości ich występów.

Myślałem też że będzie więcej hipsterów na Spiritual Front, tj. że będzie pełna sala i nie będzie się dało oddychać, ale jednak nie. Może negatywny hype na ich ostatni album zrobił swoje?

Z fantów, skromnie, wyjechałem tylko z "Pulsion" Esplendor Geometrico (minimalistycznie wydane, wybrałem to, ale japońskie wydania ich starych płyt kusiły), z otoczenia: Ola złapała kompilację dla Beksińskiego (ładnie to jest wydane, ej) i "Multiple Personality Disorder" Maeror Tri (zgrabny, dobrze pomyślany graficznie design). Żałuję że nie złapałem niczego z Impulsów Stetoskopu, oprócz Encyklopedii Kultury Industrialnej którą muszę sobie w końcu kupić było tam całkiem sporo fetyszystycznie wydanych rzeczy - będzie trzeba zrobić większą paczkę.

No ale, pierwszy duży dzień, po kolei.

Theme - nie trafiło do mnie. Może dlatego, że nie kupiłem przewijającej się przez cały występ narracji o wiedźmach czy co to tam było. Wokalnie, trochę jakby Current 93? Chyba byłoby fajniej, gdyby nie przerwy na podanie tytułów, bo rozbijały przerwami ciszy generalnie dość podobne do siebie utwory - wydaje mi się że po prostu lepiej byłoby to przedstawić w ciągu, jako jeden długi utwór, bez przerw.

Beequeen - wokalistka była ładnie ubrana, zagrali dość spokojnie i na luzie, dość blisko konwencjonalnym strukturom muzycznym, gitarzysta zabawnie wyginał się na scenie i było fajnie. Szkoda że wokal nieco za cicho, bo był ładny.


Clair Obscure - wreszcie jakieś w miarę rozsądne wizualizacje (film o rybakach na kutrze, z chodzeniem po rzucających się jeszcze rybach i przetwórnią we wnętrzu statku). Dwa czy trzy pierwsze kawałki były super, potem nieco gorzej, i już myślałem że będzie przynudzanie do końca, kiedy nagle znowu się wszystko wyprostowało. Dość energicznie, bardzo niemiecko, świetne wokale, do sprawdzenia jak studyjnie.

Cindytalk - czysto muzycznie, to chyba najlepszy występ z tych na których byłem. Ogólnie, trochę takie rzeczy jak Menace Ruine, i dużo dodatkowych elementów: ściana szumu na samym początku i prawie na końcu, na samym końcu solidne disco, w środku space rockowe riffy czy motywy jakby prosto od Savage Republic - bardzo satyfakcjonujący koncert. Na siłę, jedyne dwie wady: wizualizacje trochę na poziomie Nadji i podobnych, i słaba choreografia wokalistki.

Esplendor Geometrico - po prostu doskonałość. Dawno nie bawiłem się tak dobrze. Żywo, energicznie, dość agresywnie, nieco retro wizualizacje (twarz Mao z obracającym się logo EG), azjatyckie (chińskie? koreańskie?) filmy, Arturo wrzeszczący do mikrofonu trzymanego zębami - show pierwsza klasa, jeśli będę miał jeszcze okazję ich widzieć, idę w ciemno.

Konstruktivists - niestety zawód. Głównie szumy + "zadżumiony" gość (nie wiem który) mamroczący do mikrofonu. Szumy może i fajne, a mamrotanie może by mnie chwyciło, gdybym był bliżej wokalisty, ale z perspektywy schodów / balkonu, to nuda. Zresztą ludzie też dość szybko poznikali spod sceny. Nie wiem, może to nie kwestia ich występu, ale tego że byłem zmęczony, albo tych dwóch doskonałych koncertów wcześniej?

Christblood - słabo. Najpierw 40 minut rozstawiania się (poprzednie projekty jakoś nie miały problemu ze zrobieniem tego w 15 minut), a potem smętne i pretensjonalne teksty i makijaż na Kruka. Wyszliśmy po paru minutach - może rozkręcili się gdzieś dalej, ale słaby początek i ogólne zmęczenie zniechęcały. Albo po prostu nie mam już sił na taką muzykę? W każdym razie, jeśli mogę oceniać po tym co usłyszałem, to najsłabszy występ w ciągu tych dwóch dni festiwalu.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Random RPGowe newsy #1

Nie widziałem żadnej informacji w polskiej sieci o tych rzeczach, a może warto o nich wspomnieć.

(1) Tavis Allison, jedna z osób prowadzących całkiem fajnego bloga The Mule Abides (fajnego, bo nie jest nachalnie OSRowy i goście orientują się trochę w tym co działo się przez ostatnie 10 lat) zebrał / wrzucił nagrania video z panelu o D&D i sztuce współczesnej, który odbył się przy okazji kilku wystaw ludzi zajmujących się grafiką i RPGami jednocześnie. Z gwiazdek sieci, w środku jest m.in. Zak Smith (od D&D With Porn Stars / I Hit It With My Axe).

(2) Julia Bond Ellingboe zamiast skończyć Tales of the Fisherman's Wife zabrała się za grę (coś pomiędzy RPGiem a LARPemm, lub oba naraz) o kanibalach, o roboczym tytule The Antropophaghy Society - tutaj. Wstępnie można się jej spodziewać na marzec przyszłego roku. Pamiętając to co kiedyś pisałem o tabu przy stole i pamiętając rozmowę właśnie o kanibalizmie przy tamtej okazji, chyba z luckiem, tym bardziej jestem zainteresowany tą grą. Plus, pewnie reakcja RPGPundita i reszty theRPGsite jak zawsze będzie doskonałym źródłem lulzu.

(3) Ryan Macklin od m.in. Dresden Files i Josh Roby od m.in. Smallville piszą wspólnie nową grę, Vicious Crubicle.

(4) David Hill, który nie tak znowu dawno wydał grę Maschine Zeit, jakieś dwa miesiące temu pisał o grze którą pisze, Amaranthine, i chociaż od tego czasu jest cisza, to myślę że warto zerknąć na tego posta i mieć ten projekt w pamięci.

(5) Mam do playtestów nową grę m.in. Meg Baker, PSI-run, o ludziach bez pamięci ale z supermocami uciekającymi przed czymś co ich goni i starającymi się dowiedzieć kim są. W środku aktywne zachęcanie do grania na 2+ MG, czego jeszcze nigdy nie miałem okazji robić, więc tym chętniej. Jakby coś, to ten.

niedziela, 14 listopada 2010

Esplendor Geometrico, "Kosmos Kino" ponownie

O polskich motywach na starej płycie hiszpańskiego projektu indutrialnego już pisałem, a na Wrocławskim Festiwalu Industrialnym udało mi się dowiedzieć jaka jest za nimi historia.

Arturo Lanz (który opowiedział mi tę historię) koło '86 roku na pchlim targu w Madrycie przypadkiem trafił na przewodnik po Polsce, wydany gdzieś w głębokich latach '60. Rzecz okazała się dość mocno inspirująca, bo nie dość że grafiki z "Kosmos Kino" są właśnie stamtąd, to z tej samej książki pochodzi też okładka "Mekano-Turbo" (tutaj, pierwsza grafika od góry). Ot tyle, nie ma tu głębokich motywacji z brutalistycznym dworcem w Katowicach czy czymś podobnym.

Nawiasem mówiąc, Arturo na scenie młodnieje o 20 lat, a wrzeszczenie do mikrofonu trzymanego w ustach ma opanowane do perfekcji, więc choćby dlatego warto zobaczyć Esplendor Geometrico na żywo.

czwartek, 11 listopada 2010

Ulice Krakowa #1

Ostatnio zauważone na ulicy: pamiątka turystyczna. Kielonek na wódkę, otoczony paskiem skóry ze zdobieniami góralskimi, na gustownym rzemyku, do zawieszenia na szyję. Szacun przechodniów na Rynku gwarantowany.

Kiran Desai "Brzemię rzeczy utraconych"

Przeczytałem drugą i, jak na razie, ostatnią książkę Desai. To zupełnie inny nastrój od dość beztroskiej i pogodnej "Zadymy w dzikim sadzie", bardzo ponura lektura, z piętrzącymi się błędami i nieporozumieniami protagonistów, powoli przemijającym światem starego kolonializmu, wszystko polane wyblakłą, przygnębiającą egzotyką, ze słodko-gorzkim zakończeniem (ale jednak bardziej gorzkim). Podobnie jak z McCarthy'm, to na tyle dobra książka, że nie bardzo wiem co o niej napisać - chyba jedna z lepszych pozycji jakie przeczytałem w tym roku. Aha, blurb z tyłu okładki kłamie, to wcale nie jest "zaskakująco ciepła opowieść".

poniedziałek, 8 listopada 2010

A. Mabanckou "Black bazar"

Przeczytałem nowo wydanego po polsku Mabanckou, "Black bazar". Jest doskonały, chyba podobał mi się jeszcze bardziej niż "Kielonek". Znowu jest mnóstwo nawiązań literackich i smaczków do wychwycenia (i na pewno wiele mi umknęło, choćby dlatego że nie orientuję się w piłce nożnej czy polityce francuskiej). Język dość podobny do "Kielonka". Ale jest tu więcej narzekania, nie tylko narratora, ale i postaci drugoplanowych - narzekania właściwie na wszystko: dekolonizację, Azjatów wygryzających sklepy Arabów na rogu, kobiety, znajomych, białych grających na tam-tamach, literaturę, antyczną filozofię i współczesną Francję. Nie wiem czy Mabanckou wiernie rysuje różne portrety faktycznie dających się znaleźć postaw, ale wydają się wiarygodne. I o ile z wierzchu może się to wydawać dość zabawne i wesołe, to gdzieś w środku sprowadza się do frustracji, wszechobecnej i dającej się zobaczyć na każdym kroku. Dla mnie lektura tego, bez względu na sprawność literacką Mabanckou, była bardzo przygnębiająca. Highly recommended.

niedziela, 7 listopada 2010

Steve Pyke i fotografowanie filozofów

Ciekawy wywiad z Steve'm Pyke'm, autorem projektu fotografowania różnych współczesnych filozofów (część 1, część 2). Jako dodatkowa ciekawostka, niedawno wyszło na jaw że AJ Ayer, od którego zaczął się projekt Pyke'a, szpiegował dla MI6.

środa, 3 listopada 2010

Ch. Mieville - "Kraken"

Skończyłem "Krakena". Przez chwilę myślałem że wreszcie jest jakaś książka China'y która do mnie trafia. Bo tak ogólnie to mam z nim podobny problem co z np. VanderMeerem, i w ogóle z większością New Weird - mimo tego że wydaje mi się że powinienem łykać je książka za książką, kolejne głośne tytuły do mnie nie trafiają (kiedy teraz o tym myślę, z wszystkiego co przeczytałem chyba najwyżej oceniam "Akwafortę" Bishop). Więc nie bardzo rozumiem hype na "Perdido Street Station", a czemu "The City & The City" dostało Hugo wciąż nie jestem w stanie pojąć.

No więc do mniej więcej 60 strony jest super, i wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z taką współczesną Lovecraftowską historią - kradzież wielkiej kałamarnicy w formalinie, dziwne sny mieszkańców Londynu, i tak dalej. A potem zaczyna się Gaiman. Londyn trochę jak z "Nigdziebądź", magicy, policjanci ze zdolnościami paranormalnymi, dziwne stwory (np. z pięściami zamiast głów), nieszczęsna para Goss i Subby (btw, co jest źródłem motywu pary dwójki paskudnych łowców głów / najemników, z których jeden jest wielki, a drugi wielkości dziecka / karła?), i tak dalej. Dalej jest fajnie (i jest sporo dobrych motywów, jak martwy człowiek w formalinie, który powinien być tam od 80-90 lat, ale ma na skórze logo GG Allina, czy żywy tatuaż na czyimś ciele jako jeden z villainów, albo origamista), ale mogło być chyba znacznie fajniej. I mean, jeśli chcę Gaimana, czytam Gaimana... Innymi słowy, dalej szukam dobrej współczesnej Lovecraftowskiej historii.

Ale wszystko jest dobrze napisane, akcja - zwłaszcza pod koniec - utrzymuje przyzwoite tempo, jest trochę niezłych i nieoczekiwanych zwrotów, i nawet zgrabnie to wszystko jest poskładane w całość (choć zakończenie zostawiło mnie z lekkim poczuciem niedosytu). Także: to doskonała podpórka literacka do Maga: Wstąpienie. W sumie, myślę że warto.

wtorek, 2 listopada 2010

DIY industriawesomeness

Potrzebujesz:
- dużo kawałków metalu - stare rynny, parapety, etc.;
- trochę wolnej przestrzeni;
- ciężki młot (5 kg+).

How to:
- poukładaj metal na stercie;
- uderzaj młotem dopóki nie padniesz ze zmęczenia;
- jeśli wszystko leży na betonie, tym lepiej - łatwiej uzyskasz latające na wszystkie strony iskry;
- pod koniec, zrzuć wszystko na jedno miejsce, starając się wytworzyć jak najwięcej hałasu.

Dostajesz:
- doskonałe zakończenie długiego weekendu.

#DIY #dlaczegoRevellzająłsięchujowąmuzykąfilmową

Winter is coming (shuffle the Forge)

Na the Forge Ron zamyka dużą część nieaktywnych / niedziałających podforów (post), zostawiając Actual Play, Publishing, Development (połączone First Thoughts i Playtesting) i kilka tylko for wydawców. Reszta rzeczy wyląduje w archiwach. Także, w grudniu być może Ron wróci do robienia Ronnies (konkurs na grę w 24 h).

(przez chwilę chciałem pisać tutaj emofleki o tym jak i dlaczego polska sieć rpgowa ssie, ale szkoda czasu na ponowne powtarzanie tego samego, a o dobrych rzeczach na the Forge znacznie lepiej już napisano)