Skończyłem czytać drugi tom tłumaczenia "Collected short stories" Ballarda, zatytułowany "Rzeźbiarze chmur". Wrażenia:
- tłumaczenie - aua. Jedno opowiadanie przez Stillera, jedno przez Jęczmyka, i te są OK, ale reszta zrobiona przez niejakiego Drozdowskiego jest po prostu słaba. Pojawiająca się momentami stylizacja na gwarę (londyńską?) niekonsekwentna i razi po oczach, potworne kalki gramatyczne (pan tę inwersję zostaw! no zostawże! zostawże no! nie mówiąc nawet o czymś co prawie na pewno w oryginale było "One begins with..." or smth, a stało się bezsensownym "Jeden zaczyna od..."), niektóre zdania całkowicie niezrozumiałe. Do tego dość idiotyczne przypisy tłumacza w stylu "to o czym pisze Ballard to nie fikcja, bo mi się też coś takiego zdarzyło w latach '80 (i tu anegdotka o nim albo o jego matce)". Na szczęście tych przypisów jest ze dwa wszystkiego, ale jednak. Może nawet nie bolałoby to tak strasznie - większość tego, to rzeczy które dobry redaktor wyłapie od ręki - ale, jeśli dobrze widzę, redakcji nie było. Tjaa...
- zbiór jest nierówny, ale z tendencją wzrostową. Dobre Rzeczy zaczynają się od opowiadania "Souvenir", mniej więcej w połowie książki, i jakbym miał polecać tylko drugą część, polecałbym w ciemno. Nawet mimo tych potworków translatorskich.
- pierwsza połowa kojarzy mi się ze "Słoneczną loterią" Dicka czy starszymi opowiadaniami z "Arcydzieł" pod redakcją O. S. Carda. Mieszanina ciekawych pomysłów, naiwności i niezgrabności, tak jakby autor poruszał się niepewnie i nie wiedział co właściwie chce osiągnąć.
- druga połowa za to, świetna. Nie ma tam wiele tego, co najbardziej lubię u Ballarda - specyficznych dla niego wizji, pustynnych albo prehistorycznych - ale są lepsze stylistycznie, bardziej dopracowane od strony warsztatu i fabuły. Wydaje mi się też że są w nich źródła niektórych jego późniejszych tekstów - np. chyba dostrzegam w paru niewielkich fragmentach opowiadań z serii o Vermilion Sands coś, co później znalazło rozwinięcie w "Kokainowych nocach".
- dodatkowo, nie znalazłem tu - w przeciwieństwie do "Ogrodu czasu" - żadnych opowiadań które znałbym z "Problemów" (o czasopiśmie "Problemy" chyba coś osobnego nabazgrolę, bo wydaje mi się że wiem na której półce ich szukać, a trafiały się tam naprawdę smakowite krótkie formy fantastyczne).
- aha! okładka z fotką jakiejś odmiany kalafiora jest świetna, dopóki nie wie się że to kalafior. To trochę psuje wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz