piątek, 10 grudnia 2010
R. Kosik "Vertical"
Najpierw byłem dość zachwycony, potem rozczarowany. Zachwyt wziął się z początkowej, bardzo atrakcyjnej wizji - ruchomych miast powoli wspinających się wyżej i wyżej po linach, nikt nie wie skąd, dokąd i dlaczego. I nawet dość papierowe i pretekstowe postacie mi nie przeszkadzały za bardzo. Potem przez chwilę było jeszcze lepiej, kiedy Kosik daje czytelnikowi trochę detali tłumaczących dlaczego świat wygląda akurat tak dziwnie. A potem wszystko siadło w momencie wyścigu rakiet (skąd w ogóle bierze się ta druga? skąd wyglądające na deux ex machina pomysły i "wglądy" narratora? etc.) i zakończenia. Doceniam spięcie klamrą, ale mam niemiłe wrażenie że autor nie bardzo miał pomysł na wyjaśnienie tego o co właściwie chodzi w tym wszystkim, i zrzucił to na czytelnika chwytem w stylu "ja narrator i bohater historii mam swoje podejrzenia i wyjaśnienia, ale nic nie powiem". Ale może po prostu ja jestem leniwym czytelnikiem (a może jest za mało rzeczy żeby się oprzeć i wyciągnąć coś sensownego). Ewentualnie jest jakiś kontekst którego nie wychwyciłem (coś z topologiami pewnie). Szkoda, gdyby nie to byłaby to całkiem niezła lektura.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No, właśnie. Topologie i zwinięte wszechświaty. Te rzeczy. Kiedyś męczyłem o to Rafała, ale zapomniałem jego wyjaśnienia, bo byliśmy wtedy nietrzeźwi.
OdpowiedzUsuńJasne, tylko wydaje mi się że jest tu za mało kluczy żeby wyłapać o co chodzi bez solidnej wiedzy w temacie - a np. Chiang, mimo wszystkich jego wad, daje jakieś wskazówki kiedy bawi się tym tematem. Na pewno lepsze niż "ja bohater mam swoje zdanie ale wam nie powiem".
OdpowiedzUsuń