Kiedy piszę o RPG (i automatycznie mam w głowie gry z indie getta) i używam argumentu takiego jak "Niezrozumienie Tego Czym Jest Aktywność którą (ktoś kto głosi pogląd który mi się nie podoba) się zajmuje", zawsze powinienem się poważnie zastanowić: czy naprawdę jest to ta sama aktywność? Czy nie mam tu do czynienia z czymś innym, i tylko myli mnie podobieństwo medium? Czy faktycznie jest jakieś istotne podobieństwo w tym w jaki sposób ja i taka osoba działamy podczas sesji?
(może właśnie dlatego różnice w myśleniu o grach są nieprzypadkowe)
(może właśnie dlatego różnice w myśleniu o grach są nieprzypadkowe)
Juliusz, błagam, napisz to w sposób zrozumiały, mam wrażenie, że prawie rozumiem, o co Ci chodzi, ale nie wejdę w dyskusję, zanim nie będę mieć pewności.
OdpowiedzUsuńl.
Może tak: widzę zasadnicze rozbieżności między tym co ja jestem skłonny powiedzieć o graniu, a tym co inni ludzie (przyjmijmy że znaczy to większość znanych mi polskojęzycznych graczy) wydaje się mówić o graniu. W wielu takich sytuacjach jestem skłonny powiedzieć że ktoś Nie Zdaje Sobie Sprawy Z Tego Czym Jest Aktywność Którą Uprawia. W takim razie, są dwie możliwości, albo ktoś się całkowicie myli u podstaw, albo mówimy o czymś innym. Nie widzę powodu żeby przyjmować że się mylę, a zasada życzliwości nakazuje mi przyjąć że rozmówcy nie są idiotami i też się nie mylą zasadniczo. To zostawia mi tylko jedną rozsądną możliwość. Nie, żebym był jakoś szczególnie zadowolony z tego wniosku!
OdpowiedzUsuń1. To, co najmniej, butne, nie przyjmować, że można się mylić.
OdpowiedzUsuń2. To, że dwie osoby mają odmienne zdanie na temat tego samego przedmiotu, oznacza, że:
a) obie mają rację,
b) obie mylą się,
c) jedna ma rację a druga się myli.
Jak rozumiem, dręczy Cię możliwość pierwsza, tak? Cóż. Sesja to wieloaspektowa, złożona rzecz i niekoniecznie Twoje voodoo będzie dla kogoś lepsze niż jego voodoo.
1. Och, nie mówię że nie mogę się mylić. Mówię że się zasadniczo (w sensie: jeśli chodzi o podstawy) nie mylę w tej sprawie. A to znaczy po prostu tyle: wiem co robię kiedy siadam do gry.
OdpowiedzUsuń2. To właśnie pytanie: czy na pewno mówimy i odnosimy się do tego samego? Może tylko wydaje nam się że tak jest, ale myli nas zewnętrzne podobieństwo.
Zupełnie mnie tu nie interesuje które voodoo jest lepsze!
Myślę, że rzecz sama w sobie jest jedna, różne są jej odbiory. Przedmiot zwraca się do każdego takim frontem, jakiego patrzący sobie życzy.
OdpowiedzUsuńMój wniosek jest taki - sesja istnieje jako obiektywny przedmiot, wieloaspektowy i złożony. Jej uczestnicy skupiają się na wspólnym rdzeniu, lecz uwarunkowania osobnicze każą im poszukiwać dookoła tego rdzenia takich dodatkowych aspektów, jakich potrzebują.
W takim razie, dlaczego uznajemy że mamy do czynienia z jednym przedmiotem w przypadku sesji w znacząco się różniące gry? Czy jest (np. podobieństwo struktury, czy zachowań) cokolwiek poza jakąś - często wątpliwą - linią historyczną i określaniem tego tą jedną nazwą?
OdpowiedzUsuńBo nadal da się wyróżnić wystarczająco dużo punktów stycznych, żeby kategoria (radialna) obowiązywała?
OdpowiedzUsuńArchetypiczna sesja w d&d grana przez amerykańskich 13-latków oraz Artur Ganszyniec prowadzący Wolsunga freeformowo nadal są bliżej, niż cokolwiek innego (np. mecz hokeja na trawie).
Dla kynologów zapewne istnieją różnice między akitą a szpicem japońskim. Ale nadal to psy ;-)
l.