Mam zajęcia w doskonałej sali. Jest kwadratowa, u góry ma kamienne sklepienie w symbole i nibygeometryczne wzory, na dole katedrę z ciemnego od starości drewna i równie starą tablicę kredową, a w kącie kręcone schody na galeryjkę u góry. Są wąskie okna wpuszczające światło słoneczne i tańczący w nim kurz. Brakuje tylko rzędów starych książek w szklanych gablotach. Myślę o ostatnich zajęciach w piątkowe popołudnia i dobiegających z zewnątrz dźwiękach otoczenia, albo o starych profesorach o ptasich profilach na katedrze i unoszącym się pyle kredowym.
Właśnie tak wyobrażam sobie sale lekcyjne z "Niepokojów wychowanka Torlessa" albo "Portretu artysty z czasów młodości", i szkoda że mam tam same flekozajęcia, a nie jakiś fajny kurs ze znaczków.
(#wmawianiesobienostalgii)
Hej, a czy przynajmniej jest to nostalgia za czymś, w czym tak naprawdę nigdy nie brałeś udziału?
OdpowiedzUsuńNaturalnie!
OdpowiedzUsuńOby tak dalej, w takim razie. :)
OdpowiedzUsuń