W 2006 Tor Lundvall wydał dwie płyty, "Yule" i "Empty City", i kiedy myślę o tym artyście, to zawsze o tych dwóch - omijam współpracę z Wakefordem, stosy kompilacji, wczesne mało ambientowe rzeczy, stosy wydawanych teraz kompilacji, czy nawet jego grafiki. Te dwie płyty są niezwykłe - zimowe, melancholijne i ciepłe jednocześnie, ale w subtelny, nienachalny sposób. Ludzie często myślą o nich jako o jesiennych, mi nigdy nie udało się tego dostrzec - nieodłącznie mam to w głowie powiązane ze śniegiem. Dużo ambientu, dużo melodii, do tego dość charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne wokale. "Yule" jest grudniowa, z powoli padającym śniegiem w świetle ulicznych latarni, albo jak zbity śnieg z wzorami wymiecionymi przez wiatr i wystającymi tu i ówdzie rudymi resztkami trawy, jak pierwsze zdjęcie tutaj. "Empty City" jest bardziej jak późna zima, powoli topniejąca i przechodząca w wiosnę, i jak deszcz ze śniegiem.
Ukraść można łatwo stąd i stąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz