Byłem wczoraj na Ulver. Trochę przypadkiem, bo bilet kupiłem w ramach nagrody pocieszenia kiedy nagle, przy kasie, okazało się że Electric Wizard na Asymmetry odwołano. Wrażenia niżej.
Od strony publiczności: zabawny mix hipsterów i metalowców w skórach i całej reszcie obowiązkowego ekwipunku. Ludzi sporo; cieszę się że plotki o Ulverze na jesiennym WIF jak do tej pory nie mają żadnego potwierdzenia, bo w Sali Gotyckiej ludzie musieliby się chyba piętrami układać. Supporty były dwa, Tides of Nebula - podobno objawienie polskiej sceny post-rock, nie wiem, nie znam się, na ogół nudzi mnie takie granie także na żywo, o czym się już dawno przekonałem przy okazji supportów na nieszczęsnym Neurosis. Samo ToN brzmiało całkowicie wtórnie względem projektów w stylu Red Sparrowes, które kopiuje z Neurosis, które kopiuje z Savage Republic - więc słabo. Przynajmniej nie było pretensjonalnych fragmentów klasycznych a'la Godspeed You! Black Emperor. Aha, i mieli śmieszną niby choreografię z wyginaniem / pochylaniem się z gitarami i machaniem włosami o długości może 10 cm. Spastic rock = fun!
Drugi support to Void of Voices. Moja wina że nie sprawdziłem co to - sam fakt że projekt czasem pisze się Void ov Voices i jest ambientem tworzonym przez black metalowca, znanego skądinąd Attilę Csihara, sprawiłby że albo bym się postarał spóźnić ile trzeba, albo wyskoczył do nocnego po coś do chrupania, generalnie przez cały koncert brakowało mi snacków. W każdym razie było mrocznie, ze świeczkami i obowiązkowym habitem, z habitu wnioskuję że moda na SunnO))) trwa i ma się dobrze. Muzycznie, straszna kupa. Typowe ritual ambient smęcenie i nieziemsko mroczne wokale robione przez metalowca, a wiadomo że z metalowców robiących dobry ambient to chyba tylko Harris w różnych odsłonach i Patton, a z tych black to jakoś nie przypominam sobie niczego poza Kerovnian. Można więc z góry powiedzieć że efekt jest porównywalny z tak wysmakowanymi projektami jak Psychonaut 75, Melek-Tha, E.V.P. czy inne Aesthetic Meat Front, co oznacza że po prostu szkoda na to czasu, i dokładnie tak było. Wydaje mi się że Attila bardzo by chciał być jak Nurse with Wound czy wczesne Current, ale zdecydowanie mu nie wychodzi i może lepiej żeby zajął się czymś innym, jakąś zdrową pracą na świeżym powietrzu czy coś.
Tak więc supporty spędziłem na tweetowaniu - z Mortem i Sejim - i narzekaniu - z Moną. Gdzieś między VoV a Ulver spotkałem też trochę chodzącej neowiktoriańkiej grozy w postaci arc i carrie. Towarzysko odnotowuję też że ludzie z Wieliczki jakimś cudem jeszcze żyją.
Sam Ulver bardzo niespójny stylistycznie. To było i złe, bo niestety było dużo nudzenia z Shadows of the Sun, i dobre, bo na szczęście było sporo innych rzeczy oprócz nudzenia z Shadows of the Sun. Parę kawałków z Blood Inside wyszło tak sobie, to co mi się najbardziej w nich podobało studyjnie gdzieś zniknęło w realizacji na żywo: nie wiem, czy ze względu na nagłośnienie, czy ze względu na to że po prostu nie nadają się do występów na żywo, przynajmniej nie w takiej aranżacji. Generalnie brzmiały trochę jak jakiś pomazany post-rock. Za to kawałki z Perdition City zniszczyły obiekty. Byłbym przeszczęśliwy gdyby panowie z Ulver ograniczyli wokale, rzucili gitary i romantyczne smęcenie i usiedli za konsoletami. Niestety, sądząc po dużej części koncertu nie ma na to szans - kawałki z Shadows of the Sun spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem publiczności, włącznie z fatalną i nudną pościelówą na samym końcu. Kontemplowania tych paru powtarzanych w kółko akordów na Casio nie ułatwiał głośno pracujący obok galeryjki wentylator. Bisów nie było, bo nie dają dla zasady, i z wizualizacji wycięli video z fragmentami z obozów koncentracyjnych, ze względu na miejsce odbywania się koncertu czy coś. Ogólnie - w porządku ale zdecydowanie bez szału, byłem na wielu lepszych i na wielu gorszych koncertach. Prywatnie mój poziom usatysfakcjonowania porównałbym do warszawskiego Neurosis, co oznacza że zapewne dla wielu było to objawienie i koncert życia, i aż się boję wchodzić na lastefem, bo pewnie spazmy fanboyów wylewają się z shoutboxów ;-)
PS. Ze zdziwieniem dowiedziałem się właśnie z sierściuszej encyklopedii że w składzie live mają dziewczynę grającą na thereminie. Thereminy bardzo spoko i jeśli faktycznie grała na nim w Krakowie to szkoda że nie widziałem. Winę zrzucam na karb zasłaniającego spory kawałek sceny głośnika.
Co do ekstatyczngo przyjecia kawalkow z Shadows of The Sun - to norma, bo przeciez to jest najnowszy album (nie liczac chyba tego wydawnictwa live z lillehammer) i zapewne wieksosc ludzi, ktorzy tam byli nie slyszeli niczego sprzed Blood Inside.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze wszystkie te nasze polskie obskorowane metale liczyly na to ze Ulver zagra kawalki z trzech pierwszych plyt ;)
Tides of Nebula slyszalem raz i to wystarczy. Bo jest masa o wiele lepszych kapel ktore kalakuja tych ktorzy caly nurt zaczeli.
Void of Voices mnie sie osobiscie podoba, ale to mozliwe tylko ze wzgledu na to ze ambientowych koncertow i festivali w miescie gdzie mieszkam jest jak na lekarstwo. Ja Atille lubie i lubie jego wokale.
A jakbys byl tutaj w 2008 roku tobys zobaczyl koncert dziesiecilecia - Neurosis w Brooklyn Masonic Temple. Chyba najglosniejszy koncert na ktorym bylem. http://www.youtube.com/watch?v=wM7laabfVlw
PS. Porobilbys zdjatka polskim Hipsterom, cobym popatrzal jak moda z hameryki na polski grunt przenika. Mam nadzieje ze flanele wracja i okulary z wielkimi oprawkami tez.
Wydaje mi się że Lillehamer było już po wydaniu, zresztą to bottleg, więc oczywiście masz rację. Do mnie Shadows of the Sun w ogóle nie przemówiło, ale słuchałem z mpchujków i na głośnikach, więc może dlatego. Swoją drogą, mają coś wydać w drugiej połowie roku, ciekawe w co pójdą; jeśli sugerować się tym koncertem to coś z żywą perkusją na pierwszym planie.
OdpowiedzUsuńA od strony ambientowej akurat nie mogę narzekać, więc wymagania wzrastają: sam Wrocław ma mnóstwo świetnych eventów (w tym Wrocławski Festiwal Industrialny, naprawdę świetnie zorganizowana impreza z doskonałym lineupem, np. rok temu było to: http://industrialart.eu/festival/ ), a Toruń i Poznań też dają radę. Zaliczyłem już m.in. Bad Sector, Inade, Troum, Illusion of Safety, Reformed Faction of Zoviet France, Illusion of Safety, stosy Job Karm, Hati czy coldmeatów jak In Slaughter Natives... mam tylko pecha do Schloss Tegal, chociaż non stop grają gdzieś w okolicy ;-)
Polscy hipsterzy: jasne, kiedy będę miał okazję :D Może jeśli przejadę się na Esoteric albo Jesu, bo w Kraku tak na codzień to ich nie widać ;-)
Mnie się podobali. Wyszli, zagrali, zaśpiewali, bez pieprzenia kotka za pomocą młotka. Ale powinni się skupić na PC, bo to im, na Boga, najcudniej wyszło. I chyba to będę się starała zachować we wdzięcznej pamięci :) Pomijając Twój zabójczy outfit, obviously :)
OdpowiedzUsuńBuźka :*
Mona, której się nie chce własnego lapka odpalać, a miauża przegania :)