Yup, będę się zachwycał Apocalypse World.
Prowadząc ostatnio AW w Warszawie zauważyłem że Fronty (takie fajne zabawki dla MG w tej grze) pozwalają mi bardzo łatwo zarządzać NPCami.
W, dajmy na to, Houses of the Blooded, po 6 sesjach kampanii mam jakichś 12? 15? NPCów, i dosyć łatwo jest mi się w nich pogubić. Momenty "eeee, chwilka..." zdarzają mi się po parę razy na sesję, a Nelek który dołączył koło czwartej sesji wciąż się w nich nie orientuje, i wcale się nie dziwię. W Burning Empires non stop mieliśmy problemy z postaciami które nie są pod stałą kontrolą gracza, jak szefowie prywatnej ochrony i podobni, i nie są FoNami.
W Apocalypse World jako MC miałem ze 30+ postaci, z imionami, funkcjami, intencjami, detalami i cechami charakterystycznymi, i dodatkowo dziurami "I wonder...", i (o ile czegoś nie przegapiłem) miałem dosłownie dwie zagwozdki w trakcie 5 sesji, z czego jedną sporną, łatwą do wyjaśnienia i popełnioną nieświadomie (nieszczęsny czarnoskóry Hell's Angel podpalony w NYC w ramach wrabiania Watersa) a drugą (kiedy nie mogłem się zdecydować czy zmasakrowanego Half-Pinta dorwie faszystowski biały bysio Prim czy pracujący dla dużych złych z Providence zdrajca Shazza) tylko dlatego że bardzo agresywnie frame'owałem sceny żeby osiągnąć ładną pointę przed wyjazdem. Imao: impressive.
Prowadząc ostatnio AW w Warszawie zauważyłem że Fronty (takie fajne zabawki dla MG w tej grze) pozwalają mi bardzo łatwo zarządzać NPCami.
W, dajmy na to, Houses of the Blooded, po 6 sesjach kampanii mam jakichś 12? 15? NPCów, i dosyć łatwo jest mi się w nich pogubić. Momenty "eeee, chwilka..." zdarzają mi się po parę razy na sesję, a Nelek który dołączył koło czwartej sesji wciąż się w nich nie orientuje, i wcale się nie dziwię. W Burning Empires non stop mieliśmy problemy z postaciami które nie są pod stałą kontrolą gracza, jak szefowie prywatnej ochrony i podobni, i nie są FoNami.
W Apocalypse World jako MC miałem ze 30+ postaci, z imionami, funkcjami, intencjami, detalami i cechami charakterystycznymi, i dodatkowo dziurami "I wonder...", i (o ile czegoś nie przegapiłem) miałem dosłownie dwie zagwozdki w trakcie 5 sesji, z czego jedną sporną, łatwą do wyjaśnienia i popełnioną nieświadomie (nieszczęsny czarnoskóry Hell's Angel podpalony w NYC w ramach wrabiania Watersa) a drugą (kiedy nie mogłem się zdecydować czy zmasakrowanego Half-Pinta dorwie faszystowski biały bysio Prim czy pracujący dla dużych złych z Providence zdrajca Shazza) tylko dlatego że bardzo agresywnie frame'owałem sceny żeby osiągnąć ładną pointę przed wyjazdem. Imao: impressive.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz