Graliśmy ostatnio, między innymi, w Ganakagok. Ogólnie: jak na razie, jestem zdania że to bardzo fajnie pomyślana i dobrze działająca gra, chociaż pierwsza sesja miała sporo zgrzytów.
Niestety, Ganakagok jest tak sobie napisany. Mimo przeczytania zasad dwa razy i wyrobienia w sobie iluzji zrozumienia, kiedy usiedliśmy do gry musiałem je przyswoić praktycznie od nowa. Nie wiem dlaczego tak było - nie byliśmy przecież jakoś specjalnie zmęczeni a ta gra nie jest strasznie skomplikowana - ale faktem jest że zeszło (głównie mi) o wiele więcej czasu na zapoznawanie się z zasadami niż powinno, nawet biorąc pod uwagę standardowe różnie między grą na papierze a grą na stole. Dziwne tym bardziej, że przecież są tam całkiem funkcjonalne skróty tworzenia postaci i przebiegu konfliktów.
Eskimoski tarot. Cieszę się że kupiłem talię - na pewno będę dłużej grał w Ganakagok, a szlag by mnie trafił przy przekładaniu tego wszystkiego ze zwykłej talii kart, zwłaszcza przy non stop zamykających się stronach podręcznika (kwestia klejenia chyba). W każdym razie, karty działają świetnie: prowadząc, nie miałem żadnych problemów z wymyślaniem fajnych wyzwań (co sprawia trudności np. w Journeying West czy w trzeciej godzinie grania w Polaris). Opakowanie ich symboliką daje też dobre efekty kiedy karta określa Final Fate jakiegoś elementu świata; np. u nas Ganakagok dostało kartę ze znaczeniem "przejść do dorosłości", a Nitu jedną z dwóch kart które były użyte do określenia ich sytuacji, obie dobrze pasujące do fikcji. Trik jest taki: wszystkie dobrze pasują do fikcji, ale zarazem pokazują ciekawe możliwości które niekoniecznie się zauważa.
Co jest szczególnie fajne w Ganakagok, to uczestniczenie w scenach innych graczy. Jest sporo gier w których jest tak, że kiedy jest czyjaś scena, pozostali gracze nie mają praktycznie nic do roboty i pozostają co najwyżej aktywną publicznością. Czysto pomocnicza rola Księżyców w Polaris szczególnie przychodziła nam na myśl, ale w zasadzie tak samo jest z dorzuceniem tej jednej k4 helpa w My Life with Master czy grą w Dirty Secrets, gdy nie ma się prawa do narracji. W Ganakagok, po rzuceniu kośćmi są dwa okrążenia stołu w których każdy gracz może odpowiednio modyfikować wyniki, dodając do tego mały kawałek narracji. Ma do tego masę środków - swoją obecność w scenie, posiadane Gifts, relacje, i tak dalej. Jako że każdy wynik konfliktu ma znaczenie dla losów elementów świata, pozostaje się zaangażowanym, ma się istotny wpływ na wynik, ale zarazem można odpocząć między swoimi scenami.
Jeszcze jedno: rysowanie map i siatek relacji daje sporo frajdy, nawet jeśli - jak ja - jest się zupełnym antytalentem graficznym.
Niestety, Ganakagok jest tak sobie napisany. Mimo przeczytania zasad dwa razy i wyrobienia w sobie iluzji zrozumienia, kiedy usiedliśmy do gry musiałem je przyswoić praktycznie od nowa. Nie wiem dlaczego tak było - nie byliśmy przecież jakoś specjalnie zmęczeni a ta gra nie jest strasznie skomplikowana - ale faktem jest że zeszło (głównie mi) o wiele więcej czasu na zapoznawanie się z zasadami niż powinno, nawet biorąc pod uwagę standardowe różnie między grą na papierze a grą na stole. Dziwne tym bardziej, że przecież są tam całkiem funkcjonalne skróty tworzenia postaci i przebiegu konfliktów.
Eskimoski tarot. Cieszę się że kupiłem talię - na pewno będę dłużej grał w Ganakagok, a szlag by mnie trafił przy przekładaniu tego wszystkiego ze zwykłej talii kart, zwłaszcza przy non stop zamykających się stronach podręcznika (kwestia klejenia chyba). W każdym razie, karty działają świetnie: prowadząc, nie miałem żadnych problemów z wymyślaniem fajnych wyzwań (co sprawia trudności np. w Journeying West czy w trzeciej godzinie grania w Polaris). Opakowanie ich symboliką daje też dobre efekty kiedy karta określa Final Fate jakiegoś elementu świata; np. u nas Ganakagok dostało kartę ze znaczeniem "przejść do dorosłości", a Nitu jedną z dwóch kart które były użyte do określenia ich sytuacji, obie dobrze pasujące do fikcji. Trik jest taki: wszystkie dobrze pasują do fikcji, ale zarazem pokazują ciekawe możliwości które niekoniecznie się zauważa.
Co jest szczególnie fajne w Ganakagok, to uczestniczenie w scenach innych graczy. Jest sporo gier w których jest tak, że kiedy jest czyjaś scena, pozostali gracze nie mają praktycznie nic do roboty i pozostają co najwyżej aktywną publicznością. Czysto pomocnicza rola Księżyców w Polaris szczególnie przychodziła nam na myśl, ale w zasadzie tak samo jest z dorzuceniem tej jednej k4 helpa w My Life with Master czy grą w Dirty Secrets, gdy nie ma się prawa do narracji. W Ganakagok, po rzuceniu kośćmi są dwa okrążenia stołu w których każdy gracz może odpowiednio modyfikować wyniki, dodając do tego mały kawałek narracji. Ma do tego masę środków - swoją obecność w scenie, posiadane Gifts, relacje, i tak dalej. Jako że każdy wynik konfliktu ma znaczenie dla losów elementów świata, pozostaje się zaangażowanym, ma się istotny wpływ na wynik, ale zarazem można odpocząć między swoimi scenami.
Jeszcze jedno: rysowanie map i siatek relacji daje sporo frajdy, nawet jeśli - jak ja - jest się zupełnym antytalentem graficznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz