Trochę przypadkowo wpadła mi w ręce pierwsza część wznowienia sagi o Amberze. Tom pierwszy zawiera pięć części oryginału (o Corwinie), w drugim będzie reszta (o Merlinie). Wrażenia:
- okładka jest syfska. Tak bardzo syfska, że miałbym opory przed czytaniem tego w miejscu publicznym;
- zabawna rzecz: Corwin pali jak smok i Zelazny w początkowych tomach prawie non stop o tym wspomina - to dość zabawne kiedy sojusznik Corwina przemyca mu dwa kartony salemów do więzienia w jedynym mieście z Substancji (prawie) które inne są cieniami i tak dalej;
- dlaczego kiedy pod koniec pierwszego tomu Corwin ucieka z lochu w Amberze nikt z ludzi Eryka go nie ściga? Przecież Atut prowadzący do latarni morskiej został na ścianie jego celi - Amberyci czasem wydają się działać jak dzieci;
- w ogóle Eryk jest taaaak bardzo nieudolnym villainem, ej. Dobrze przynajmniej że niezbyt długo;
- jest trochę dziwnych rzeczy w tłumaczeniu. Na przykład, ciekawe jakie jednostki wag i odległości są w oryginale - to śmiesznie wygląda kiedy powiedziane jest że jakiś potwór miał "ponad cztery metry dwadzieścia centymetrów długości". Albo, kiedy Corrin cytuje "Ganelonowi" fragment wiersza o Avalonie: "Wiele stąd kilometrów do Avalonu? Ani jedna". Jest też trochę niezgrabności, jak coś w stylu "oddał stajennemu konia do przeglądu technicznego". Chyba że naprawdę tak się mówi o zwierzakach, ale wtedy jest to trochę creepy;
- notabene, dlaczego Amberyci (poza Brandem) muszą podróżować konno kiedy poruszają się przez Cienie (por. np. ostatni tom, kiedy Corwin budzi się w jaskini i Gwiazdy nie ma w pobliżu)? Nie umiem w tym dostrzec ani odrobiny sensu;
- jakoś w czwartym tomie Corwin rozmawia z jednym ze strażników Wzorca. Strażnik nazywa się Roger i pisze "filozoficzną powieść z elementami grozy i szaleństwa", i obaj zastanawiają się przez chwilę czy będzie miała szczęśliwe zakończenie - Roger mówi że nie wie, ale że on będzie szczęśliwy, a potem jest mowa o tym czy to uczciwe zabić wszystkie postacie w książce. Padłem jak to przeczytałem ;-)
- wiadomo że, delikatnie mówiąc, ten cykl do najnowszych nie należy i że trudno oceniać klasykę, ale miałem nieprzyjemne wrażenie że momentami Zelazny gubi się we własnym plocie, wątkach i intrygach; szczególnie sama końcówka wydawała się trochę bez sensu. Ale raczej nie będzie mi się chciało czytać ponownie Amberu żeby to sprawdzić (zwłaszcza że momenty filozoficznego bełkotu, jak w tomie piątym, są naprawdę trudne do zniesienia);
- właściwie to nie rozumiem też dlaczego dla wielu osób Amber jest atrakcyjny jako setting RPGowy (chociaż nie mam tego problemu z innymi klasycznymi fantasy, np. "Czarną Kompanią" Cooka).
Stary - Czarna kompania tez nie jest literatura wysokich lotow. A Amber (szczegolnie w polsce) jako system RPG, a nie jako setting otacza mgielka elytarnosci - dlatego tez ludzie chce byc czescia tego elytarnego klubu. Nawet kiedy gra samam w sobie nie dziala zbyt ciekawie, bo bez GM fiat to w niej nie pojedziesz. Co oczywiscie moze okazac sie zarowno zbawieniem (naginanie zasad tak aby graczom sie jednak udalo - bo szczerze to emchanika porownawcza ssie poteznie - szczegolnie przy rozstrzale 1-100), albo i udupianie ich na calej linii).
OdpowiedzUsuńNie no, jasne, gdzie fantasy a gdzie literatura wysokich lotów ;-) Ale "Czarna kompania" jest atrakcyjna RPGowo: klepanie się z innymi kompaniami, ładna możliwość rotacji postaci, zabawy taktyką, duża zła magia w tle. Podobnie "Malazańska Księga Poległych", bo bardziej epicka i lepiej napisana. Ale Amber to pretensjonalny misz-masz kiczowatych intryg, wymuszonych zwrotów akcji, kiepskiego klepania się po mordach i niekonsekwentnej estetyki, składającej się głównie z pomieszania z poplątaniem. Dodać do tego hardcorowe GM fiat i w sumie to mam przepis na idealną katastrofę RPGową :D
OdpowiedzUsuńCzarna Kompania z założenia jest świetna, z warsztatu literackiego to juz lepiej jej nie podchodzić, ale to zapewnie z powodu tego że powstała ona już jakiś czas temu (no niby to klasyk itd., i klasyki się nie starzeją).
OdpowiedzUsuńAmber dzisiaj czyta się jak jeden z wielu holywoodzkich produkcji ostatnich lat pomieszanych z operami mydlanymi pokroju Dallas czy też Dynastii - intrygi sa tylko po to aby mieć pretekst na kręcenia kolejnych to odcinków ad nauseum. Amber jako cykl jest krótki - 10 tomów, może 1500 stron w sumie. Poczekaj aż zaczniesz czytać drugi pięcioksiąg i dotrzesz do końca, zobaczysz co miałem na myśli mówiąc telenowela :D
Księgi poległych jeszcze nie skubałem, ale czytam wolniutko Dying Earth i jest bardzo smakowicie z maksymalnie kwiecistym jezykiem. Po polsku ma się czacząć w tym roku ukazywać w solarisie.
Na Amber RPG mogę narzekać godzinami. Z założenia system jest połamany ;) Cała licytacja na początku gry (tworzenie postaci) ustala jedynie poziom mocy pomiędzy uczesniczącymi w sesji graczami i nic innego - nie ma ona żadnego wpływu na to co będzie się działo podczas gry, bo MG, bez problemu może do kompanii wprowadzić postacie o niebo potężniejsze od nich (i to jest oś wszystkiego w Amberze - gracze vs. byty od nich potężniejsze, których mechanicznie nie da sie w żadnym wypadku ugryźć). Bo wiesz musisz byc jak Corwin - sprytny... Tylko nie ma na odzwierciedlenie tego sprytu w grze żadnego mechanicznego rozwiązania - ot pogadajmy i rozwiążmy te problemy "odgrywając postacie"...
Ad elytarności systemu "Amber" - pamiętam jakiś artykuł w MiMie sprzed wielu lat, gdzie był prezentowany jako niesamowita nowinka, bo SYSTEM BEZKOSTKOWY. Zatem, pomijając samo działanie, jakimś tam kamieniem milowym był, skoro się przebił do świadomości jako jeden z pionierów grania innego, niż "klasyczne".
OdpowiedzUsuńNatomiast jakoś nigdy mnie nie ciągnął jako setting RPG, prawdę mówiąc i ostatecznie nie udało mi się go nigdy wypróbować.
"dlaczego kiedy pod koniec pierwszego tomu Corwin ucieka z lochu w Amberze nikt z ludzi Eryka go nie ściga?"
OdpowiedzUsuńZwykli ludzie nie są w stanie korzystać z Atutów. Odpowiednio przeszkoleni owszem, ale nie sądzę, żeby Eryk dbał o takie szkolenie żołnierzy.
"notabene, dlaczego Amberyci (poza Brandem) muszą podróżować konno kiedy poruszają się przez Cienie"
Nie muszą - nie rozumiem w ogóle, skąd taki pomysł. Muszą się przemieszczać, ale równie dobrze mogą jechać samochodem (jak Corwin i Random w pierwszym tomie), latać lotnią (jak Random w swojej opowieści z trzeciego tomu) albo łazić pieszo.
"ale miałem nieprzyjemne wrażenie że momentami Zelazny gubi się we własnym plocie"
E, ja odniosłem zupełnie inne wrażenie. Narratorem opowieści jest Corwin - mógł kłamać (np. żeby siebie wybielić w oczach Merlina) albo sam został oszukany. Faktem jest jednak, że w kilku miejscach (np. przy ustalaniu kolejności do tronu czy ustalaniu tego, kto jest czyim rodzonym a czyim przyrodnim bratem) się pogubił. Ale to detale, IMO sam plot jest ok :)
@ ucieczka: jasne, ale było tam kilka osób które chciały zdjąć Corwina - wtedy, jeśli nie mylę imion, np. Fiona - dlaczego nie przyjrzeli się porządnie celi?
OdpowiedzUsuń@ podróżowanie: punkt, zapomniałem o samochodzie i lotni. Ale z kolei w tomie piątym kiedy koń Corwina jest porwany przez skrzaty, on wyraźnie mówi że teraz potrzebuje konia. Dlaczego nie mógł po prostu pieszo iść przez Cienie? Chyba że to tak, że wtedy wolniej podróżuje czy coś, w sumie trzyma się to kupy, chociaż dalej by mi to zgrzytało.
Sorry za spoilery.
OdpowiedzUsuń"ale było tam kilka osób które chciały zdjąć Corwina - wtedy, jeśli nie mylę imion, np. Fiona - dlaczego nie przyjrzeli się porządnie celi?"
Fiona? Była w stronnictwie odpowiedzialnym za uwięzienie Oberona, nie miała dostępu do Amberu chyba dość długo. Zresztą, jej dotarcie do Prawdziwego Amberu raczej nie sprawiałoby problemów - uczyła się u Dworkina wystarczająco długo. Po rozróbie z Martinem i splamieniu Wzorca sądzę, że raczej bałaby się w ogóle przenieść do pracowni Dworkina.
Zdjąć Corwina mógł chcieć może Caine albo Julian, ale oni akurat słuchali się Eryka.
"Dlaczego nie mógł po prostu pieszo iść przez Cienie?"
Mógł, ale AFAIR szybciej się podróżuje przez Cienie podczas "piekielnej jazdy" (kiedy Amberyta trzyma się jednego szczegółu a zmienia Wzorcem resztę), a tej akurat pieszo się nie da zrobić.
Fiona - no tak, ale Corwin uciekł do latarni, nie do pracowni Dworkina. Zresztą zostaje Eryk, chyba że uznać że problemy z drogą do Dworców Chaosu zajęły go aż tak bardzo. Kiedy Corwin, już kiedy jest władcą Amberu, wraca do swojej celi żeby ponownie przenieść się do Dworkina, znajduje tam wszystko praktycznie nienaruszone. Trochę tak, jakby Amberyci otwarli drzwi do jego celi, rozejrzeli się, powiedzieli: "o, nie ma Corwina!", po czym zamknęli je z powrotem i poszli do sali tronowej zastanawiać się jakim cudem im uciekł ;-)
OdpowiedzUsuńThx za wyjaśnienie podróży - czuję się przekonany.
"no tak, ale Corwin uciekł do latarni, nie do pracowni Dworkina."
OdpowiedzUsuńTego, z jakiego atutu skorzystał nikt raczej nie mógł wiedzieć. Zresztą, jeśli podejrzewano Corwina o współpracę z Dworcami, Amberyci mogli uznać, że skorzystał z ich pomocy, a nie z rysunku na ścianie. Myślę, że Eryk, Caine i Julian mogli bać się skorzystania z tych atutów - latarnia morska mogła się okazać bazą Corwina. Przechodząc przez atut oddaliby się mu praktycznie w niewolę.