Cierpię kiedy robię cokolwiek przy finansowanych przez UE projektach - czytanie, nie mówiąc o tłumaczeniu (a tym bardziej o pisaniu) niezbędnego przy wnioskach eurobełkotu to koszmar. Ale są dobre strony, i tu jest taki przypadek.
Od Dobrego Szweda dostałem Ekte Geitost, niebieski brunost, jeśli dobrze czytam i sieć nie kłamie zanadto, czysto kozi. Od Dobrej Iny miałem (ściśle to jeszcze mam końcówkę jednego z nich) pomarańczowy i czerwony Gudbrandsdalsost który ma w sobie koźle i krowie mleko. Dobry Szwed powiedział też, że w Szczęśliwych Krajach Smacznych Serów ludzie piją kawę z brunostem - o ile nie pomieszałem, używa się do tego Flotemysost, który ma w sobie najwięcej krowiego mleka i różni się wyglądem od ya olde brunostu. Ciekawe czy Szwed trollował. Niezależnie od tego, naturalnie musiałem spróbować.
Będzie metodą prób i błędów, bo musieliśmy kończyć rozmowę i nie dowiedziałem się jak to robić. Może jeszcze będzie chwila w ciągu najbliższych paru dni, jeśli nie to w sierpniu.
Zwykła czarna, bez cukru, dwa i pół plasterka (plasterk = długość kostki odcięta cheese slicerem) Gudbrandsdalsostu, nie wiem z jakich proporcji kozy i krowy. Po zamieszaniu łyżeczką, brunost rozpuszcza się bez problemów, zostają tylko osiadające na dnie niewielkie kawałeczki. Kawa robi się lekko tłusta, trochę jak po rozpuszczonej bitej śmietanie. Jakaś połowa smakowała po prostu jak kawa, potem czuć na języku słodkawe kawałki sera, dośc ciekawie kontrastujące z gorzkim smakiem reszty. Być może powinienem był nieco mniej mieszać, albo pić kawę przegryzając serem?
More to follow.
I hate you.
OdpowiedzUsuńOmnomnomnom...
OdpowiedzUsuńNom?