wtorek, 2 lutego 2010

Sprzątanie w RSS: czyli, blogosfera RPG = facepalm

Wywaliłem jakoś wczoraj z czytnika RSS subskrypcje do RPGBloggers i RPG Media Network; z polskojęzycznych, niejako przy okazji, poleciało Bagno. Czas na podsumowanie?

Z RPGBloggers w ciągu jakichś, bo ja wiem, 8 miesięcy? wyciągnąłem wszystkiego dosłownie kilka względnie ciekawych blogów: Gaming Brouhaha (które ostatnio jest strasznie nudne,  zresztą i tak jest na - od wieków chyba nieaktualizowanym - Planet Story Games), Worlds in a Handful of Dice (ze względu na wpisy o kursie o RPG na uniwersytecie w Tampere), Whitehall ParaIndustries (głównie dla lulzu, traktuję ten blog mniej więcej na równi z RPGPunditem i większością OSR), Lamentations of the Flame Princess (jak poprzednio) i The Seven-Sided Die (które tak rzadko coś publikuje, że nie bardzo pamiętam dlaczego mam to w osobnej subskrypcji). Aha, jeszcze Mobunited i The Escapist (tego ostatniego można nie liczyć, czytywałbym niezależnie). Generalnie, mega słabo jak na agregat puszczający po 50+ postów dziennie. Sporadyczne wyławianie ciekawych wpisów się nie kalkuluje - za dużo straconego czasu na przerzucanie nagłówków. Zresztą, twitter jest znacznie szybszy i efektywniejszy.

Faktycznie, prawie wszystkie ciekawe blogi które czytuję - Bena Robbinsa, Vincenta Bakera, Freda Hicksa, Robina D. Lawsa, Judda Karlmana, Johna Harpera, itakdalej, to blogi których nie znajdę w agregatach blogowych. Kwestia moich niszowych zainteresowań? Ale chyba trudno nazwać Robina Lawsa (czy Johna Wicka, chociaż jego livejournal jest strasznie zaśmiecony treściami niezwiązanymi z grami) niszowym autorem? Zresztą, są blogi rpgowe na które lubię zaglądać, a które są daleko poza wąską sferą interesujących mnie gier, jak Grognardia Maliszewskiego, The Ludologist Jespera Juula czy blog Roba Donoghue. Dodatkowo, te blogi czytam ze względu na treści, nie liczę tu w ogóle 20+ subskrypcji poszczególnych małych wydawców na które zaglądam tylko po newsy. Krótkie ale smutne podsumowanie mam tylko jedno - czas z agregatami to czas stracony. Obraz hobby jaki możnaby sobie wytworzyć z lektury agregatów jest maxymalnie przygnębiający: trudno odróżnialne od siebie kampanie D&D, statowanie kolejnych odmian dobrze znanych monsterów i wymiany wartości w tabelach trafień, sporadyczne odkrycie przez kogoś Savage'y czy Mouseguarda, okazjonalny wpis historyczny, generalnie przeciętność i wtórność na całej lini. Jeśli ktos szuka wartościowych treści, agregaty są po prostu nieefektywne. Jeśli ktoś szuka zróżnicowanych newsów, znacznie skuteczniejsze jest zaglądanie na odpowiednie (pod)fora. Jeśli ktoś szuka fajnych flejmów, sorry, ale blogosfera nie ma szans w porównaniu z rpgnetem, therpgsite czy dragonsfoot. Cholera, nie ma szans nawet w porównaniu ze storygames!

Zupełnie inaczej jest z polską blogosferą, w której wyszukiwanie fajnych treści trudno mi określić inaczej niż jako szkodliwe dla nerwów i równowagi psychicznej zajęcie dla osób o skłonnościach masochistycznych, ale to zupełnie inny temat.

3 komentarze:

  1. Obserwowałem te wynurzenia o blogosferze na bieżąco już kilka lat temu. Teraz mam lekkie deja vu, kiedy krajowy internet z paroletnim opóźnieniem wszystko odgrzebuje.


    l.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obserwowałem ten typ komentowania postów na bieżąco już kilka lat temu. Teraz mam lekkie deja vu, kiedy krajowy internet z paroletnim opóźnieniem wszystko odgrzebuje.

    OdpowiedzUsuń