Zastanawiałem się niedawno nad tym, dlaczego właściwie nie lubię larpów. Wychodzi mi na to, że decyduje to, że:
1. Stroje. Jasne, nie każdy larp wymaga strojów, ale większość tak, i nie tylko dużych terenówek. Nie kręci mnie przebieranie się, które zawsze kojarzyło mi się z rozbudowanym prepem - a że generalnie jestem leniwy i wolę ograniczać prep do minimum, cóż.
2. Mocne nastawienie na immersję i bycie postacią. To co robisz, to to co twoja postać robi, powinieneś starać się być nią na ile to możliwe, i tak dalej. Dodając do tego nagminne nieprzestrzeganie zasady no touch, robi się, przynajmniej dla mnie, niekomfortowo i niefajnie.
3. Ale, jednocześnie, większość larpów w jakich grałem była bardzo mocno konfrontacyjna, i ludzie nie koncentrowali się na byciu postaciami, ale na zwyciężaniu. Dodając do tego często niejasne warunki zwycięstwa i typowo larpowe zjawiska - jak automatyczne podawanie innym graczom fałszywych informacji - gra robi się rozwlekła i często zgrzyta od strony czysto społecznej, zwłaszcza gdy znajomi organizatorów dostają co fajniejsze role.
4. To wszystko nawet bym chyba był w stanie przełknąć, gdyby nie to że nie wierzę, że larpy mogą generować ciekawe historie. W larpach, dobrowolnie pozbawiamy się masy fajnych środków narracyjnych - jak narracja trzecioosobowa, przeskoki w czasie i miejscu, odpowiednie frame'owanie scen, i tak dalej. W efekcie, dostajemy bardzo proste, ograniczone czasowo i przestrzennie zestawy możliwych historyjek do zbudowania, a dodając do tego wcześniejsze problemy, robi się to naprawdę trudne, i chyba payoff w postaci satysfakcji z gry po prostu nie jest wart włożonego w nią wysiłku.
Niech się Carrie wypowie, jak wróci z Flamberga ;).
OdpowiedzUsuńMnie zastanawia jedno - jak jest z NPCami na LARPach? Kto ich odgrywa, MG? Ogranicza się ich ilość żeby nie było takiej potrzeby?
Poczytałam trochę o LARPach które ostatnio robiły Carrie i arc (Sorcerers Crusade) i mój pogląd na LARPy ("nie, to nie dla mnie") odrobinkę się zmienił. Jestem chyba jednak zbyt aspołecznym stworzonkiem, żeby się przezwyciężyć i wziąć udział. Niemniej, rozumiem po wypowiedziach uczestników, co może w tym być fajne.
Z tym że ja lubię to schizofreniczne nieco poczucie, że postać jest w mojej głowie, żyje własnym życiem, blablabla.
O ile wiem, na ogół NPCami są MG. Czasem specjalni gracze (np. znajomi MG, albo, przy popularnych i rozrywanych larpach, osoby które nie załapały się na role główne) grają tylko NPCów.
OdpowiedzUsuńParę lat temu bawiłem się w larpy na konwentach (i jako twórca programu, i jako uczestnik) i zostawiasz mnie nid z małym WTF.
OdpowiedzUsuńLarpy w które się bawiłem składały się przede wszystkim z dobrze przemyślanej siatki relacji i *jasnego* określenia, o co komu chodzi. Do tego jakieś środowisko, ewentualne jedno, dwa zdarzenia i ładny punkt, w którym ucinamy grę. Dalej to już tylko 'proste' dogadywanie się grających, kto, z kim, jak i przeciw komu (dość rzadko wspomagane ograniczonymi mechanicznymi zagrywkami) i dbanie o dezinformację, kończone ewentualnym uruchamianiem jakiegoś systemu mordowania bliźnich (hapeki, papier-kamień-nożyce, karty specjalne).
Jeżeli chciało się dodać jakiejś sprawie szczególnej wagi, można było związać z nią jakąś minigrę - od prostego "demon budzi się przy piątym trupie" po nieco trudniejsze "Wszyscy prawnicy dostają karty akcji prawniczych, które pozwalają im walczyć przed wysokim sądem w procesie o spadek, nowe karty mogą sobie kupić bądź znaleźć, bez kart są bezbronni niczym Phoenix Wright z diabłem tasmańskim w gaciach".
Jeśli idzie o prowadzenie, to najważniejszy był ten pierwszy element, przy dobrej siatce celów i relacji, gry prowadziły się już same. Może to tylko moje różowe okulary, ale tak mi się pamięta.
Stroje? Albo coś się mocno zmieniło, albo mówisz o larpach innych niż te 'zwyczajne', konwentowe.
Immersja? Coś, na co pozwalasz sobie kiedy akurat nie wbijasz nikomu noża w plecy. Cholera, sam o tym wspominasz w trójce.
No touch? Jak cholera, było przestrzegane.
Teraz najważniejsze, powtarzaj za mną - na ten typ larpów, którymi ja się zajmowałem, nie przychodziło się, żeby obcować z historią. Przychodziło się, żeby obcować z intrygą. W sposób w innych mediach trudny lub niemożliwy, a w realu nie dość, że niemożliwy, to jeszcze niebezpieczny.
Heh, nie, piszesz o czymś totalnie innym od tego w co miałem okazję grać na konwentach i w ich okolicy, czy, z tego co widzę, co robi KGL czy Pewna Ilość Moich Znajomych (tm).
OdpowiedzUsuńNo to ja czekam, aż się inni w ten czy inny sposób larpujący wypowiedzą.
OdpowiedzUsuńYup, byłoby super! Bo może to jest tak, że ja filtruję sobie przez złe doświadczenia i wymyślam uzasadnienia, iwgle.
OdpowiedzUsuń