Jestem ostatnio bardziej niż zwykle wyczulony na dźwięki. Zdałem sobie z tego sprawę parę dni temu na dworcu kolejowym w Krakowie, kiedy hamujące koła pociągu przykuły moją uwagę na tyle, że przez jakieś dwie minuty stałem przy barierce z głupią miną i droolem na twarzy. Doskonały dźwięk: wysoki zgrzyt metalu o metal, rytmiczne dudnienie, powoli zwalniające, i gdzieś dookoła, na trzecim planie, zwyczajne dźwięki dworca.
Dzisiaj: nakładanie się dźwięków.
Autobus, 'Where Even Darkness Is Something To See' z LSD Coila, i dziecko bawiące się grzechotką gdzieś obok. Grzechotka regularnie wypada mu z ręki, z głuchym pogłosem uderzając o podłogę autobusu. Matka podnosi ją, dość mocno potrząsa i daje dziecku, które się nią bawi jakby spokojniej, w wolniejszym rytmie. Powtórzyć kilka razy.
Słucham deszczu i grzmotów piorunów i (przed chwilą) "Dataplex" Ryoji Ikedy i (teraz) "Xerrox vol. 1" i (zaraz) "Xerrox vol. 2" Alva Noto. Precyzyjne dźwięki wewnątrz, organiczne na zewnątrz, doskonale się uzupełniają i nakładają na siebie. Kiedy podchodzę do okna, wyraźny staje się jeszcze wiatr. Moment zen.
Preach it!
OdpowiedzUsuńBardzo sugestywna notka.
OdpowiedzUsuń