niedziela, 29 sierpnia 2010
P. Giordano "Samotność liczb pierwszych"
Parę dni temu przeczytałem sporo różnych rzeczy, w ramach przymierzania się do kolejnej serii wymian książkowych - na zasadzie, no dobra, to jeszcze jedna powieść a potem przetłumaczę kolejny fragment tekstu na zaliczenie translatorium. Może w międzyczasie samo się przetłumaczy, screw you John Worrall, you and your friggin' British idioms. No więc w końcu padło na "Samotność liczb pierwszych". Tak, ja też zrobiłem "eeee..." jak po raz pierwszy zobaczyłem tytuł. Zrobiłem tak także kiedy zobaczyłem go po raz kolejny, a potem robiłem tak przez jakieś pół roku kiedy zastanawiałem się po którą książkę z półki sięgnąć. No więc przeleżało sobie dość długo, a potem przeczytałem w dwie godziny. Od strony językowej jest całkiem nieźle, tj. nie bolą zęby, i tylko kilka głupich literówek. Od strony fabuły, historia dwojga osób z mocnymi traumami, od dzieciństwa do mniej więcej czterdziestki. Naturalnie pojawia się relacja między nimi, i ze względu na ich przeszłość jest mocno skomplikowana, i to tak naprawdę jest przedmiotem książki. Ładnie zrobione technicznie - lubię cięcia i przeskoki co parę lat, żeby zobaczyć scenę czy dwie z życia bohaterów. Co jest plusem to to, że do samego końca nie byłem pewien jak się wszystko skończy, więc w tym sensie "Samotność..." trzyma w napięciu. Wciąga i potencjalnie mocno uderza czytelnika. Zdecydowanie warto, nie tylko po to żeby sobie uświadomić jak to dobrze że okres liceum ma się za sobą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
mnie w "samotności" drażniło wszechobecne emo. wiem, że liceum, wiem, że traumy, ale drażni tak samo. Właśnie byłam ciekawa jak sobie tłumacz poradził, bo oryginał był bardzo fajny językowo.
OdpowiedzUsuńHm, ale ta książka JEST emo i to jest w niej fajne ;-) Tłumaczenie - da się czytać, niewiele więcej. Co fajnego językowo jest w oryginale? (może jest i tu, tylko nie wiem na co patrzeć)
OdpowiedzUsuńale jest emo i emo. emo solanina mi się podoba, to trochę mniej. odnośnie do oryginału - to było zupełnie subiektywne odczucie dobregosięczytania. Ja tę książkę przeczytałam _z_ekranu_komputera_ w dwóch posiedzeniach po kilka godzin. Włosi mają czasem problem z pompatycznością stylu, a Giordano jest taki... lekki.
OdpowiedzUsuńJa z kolei mam odwrotnie - Solanina w ogóle nie byłem w stanie strawić, nawet nie wiem czemu - odłożyłem po parunastu stronach.
OdpowiedzUsuńEmo tu mi się podobało chyba dlatego, że się rozwija i ma konsekwencje zamiast siedzieć w miejscu i smęcić. Ale może po prostu książka trafiła na odpowiedni nastrój.
a tu mnie zdziwiłeś - przecież w solaninie są konsekwencje (ok, w drugim tomie) i #corobićjakżyć przechodzi w #weź się w garść człowieku bo nie masz 15 lat.
OdpowiedzUsuńale się zgadzam - takie książki muszą wpaść w nastrój
Nie przeszedłem nawet pierwszego tomu ;-) Mówisz że warto?
OdpowiedzUsuńmówię, że mi się podoba. drugi tom właśnie. i dziewczyna świetnie rysuje
OdpowiedzUsuń