Byłem w sobotę na Atari Teenage Riot. Ciąg był dość intensywny, z egzaminem z kawałków mózgu w czwartek i dwudniowym workshopem o przyczynowości i logice tensalnej wcześniej. Więc tak wyszło, że spóźniłem się na supporty i jedyne co mogę powiedzieć, to że końcówka drugiego z nich fajnie brzmiała przez ściany, ale już tego czy było to horrid69 czy vicious night to nie wiem. Nie byłem dawno w Rotundzie, chyba ostatnio jeszcze przed remontem - wygląda OK, nie przyglądałem się dokładnie. Jedna rzecz, myślałem że będą tłumy, a było tylko sporo osób.
ATR (niestety bez Hanin) wyszło na scenę koło 22:10, skończyli grać jakoś koło 23:30-23:40. I było doskonale. Mnóstwo szumów, głośno, wokale czasem ledwo przebijające się przez to wszystko, często niezrozumiałe. Pretensjonalne polityczne teksty o systemie i oszukującym rządzie z obsesją kontroli, na przemian z wielokrotnym wykrzykiwaniem nazwy projektu. Dystans między publicznością a sceną dość symboliczny. Alec Empire bez t-shirta i Nic Endo, jak zawsze, z make-upem z "resistance" na twarzy. Jakichś 30 minut, między 'Destroy 2000 Years of Culture' a chyba 'US Fade Out', w ogóle nie bardzo pamiętam. Chyba 15 minutowy bis, z Revolution Action i Start the Riot i świetną ścianą białego szumu na sam koniec. Wciaż bolą mnie różne kawałki szyi, ud i pleców, i mam to głośne piszczenie w uszach.
W sumie, było doskonale. Na tyle doskonale, że nawet nie chce mi się bawić w analizy tego jak bardzo jest to wszystko sztuczne i zmanierowane. Plotki mówią, że mają nagrać coś nowego i kontynuować koncerty, byłoby super - na pewno idę na ich kolejny występ, jeśli tylko trafi się okazja.
:-D
OdpowiedzUsuń