Pod wpływem paru rozmów na Innych Sferach chciałem napisać posta z narzekaniem i punktowaniem dlaczego różne rozumienia terminu "indie" nie mają tak naprawdę żadnego sensu, a przynajmniej nie mają sensu tak, jak są używane w polskim fandomie RPGowym, i ogólnie: że ten termin wprowadza tylko szum komunikacyjny. Ale jakoś tak akurat wyszło, że między Vincentem Bakerem a paroma osobami jest dość intensywna konwersacja na twitterze na zbliżony temat, i np. wszystko co o polskim użyciu tego słowa mógłbym napisać, skrótowo ujął już Fred Hicks tutaj. Warto śledzić tę konwersację, dużo dobrych rzeczy tam się pojawiło, czek it ałt.
Zaczęli się ciąć na story gamesach 3 dni temu, ciekawa dyskusja. Zasadniczo wychodzą trzy interpretacje:
OdpowiedzUsuń- indie = gra do której AUTOR ma pełnię praw (może zdecydować, że zacznie ją rozdawać za darmo, może ją wycofać ze sprzedaży i cokolwiek innego)
- indie = gra, którą TWÓRCA opublikował własnym sumptem (ale ma np. licencjonowane przez kogoś ilustracje lub sprzedaje ją przez IPR czy RPG NOW, które biorą od niego działkę).
- indie w znaczeniu gra odbiegająca od kanonu wyznaczonego przez tradycję d&d, GURPSa, Rolemastera, Warhammera i tego typu tytułów. Takie gry to np. Dogs in the Vineyard, Poison'd ale także Mouse Guard czy Burning Empires (Dresden Files?).
I tyle ;-)
Ponazywać je różnie i koniec kłótni.
Ostatnio w wywiadzie z Jaredem Sorensenem padło hasło: (cyt. niedokładny) "this indie thing caused a shitstorm of lousy games" :-D
Podziwiam Vincenta za jego Uporczywą Ortodoksję :-)
l.
Juliuszu i lucku, dzięki za słowa mądrości! ;-)
OdpowiedzUsuńAle hej, właśnie: czy trzecie rozumienie luckowe nie ma czegoś w sobie? Indie jako gra odbiegająca od typowego (prototypowego), mainstreamowego modelu RPG?
Staszku, wtedy należałoby założyć, że mainstream to constans i on się nie będzie zmieniał (dlatego chyba "tradycyjny" jest tu lepszym słowem). Po drugie należałoby założyć, że żadna z gier "creator published" nie może na poziomie struktury czy zasad wykazywać podobieństwa do tego, co się definiuje (czy raczej jakoś intuicyjnie wyczuwa) jako mainstream. Co więcej, nie pozwalałoby to niezależnym autorom na aspirowanie do tego, by stać się szerzej znanymi. Albo należałoby zupełnie odrzucić przesłankę o prawach autora do decyzji o grze. W sumie argumenty te padły w temacie streszczanym przez lucka (http://story-games.com/forums/comments.php?DiscussionID=13072&page=1). Ale faktem jest, że mimo wszystko z punktu widzenia kupującego czy grającego niewielkie znaczenie ma, kto decyduje o rozpowszechnianiu gry. Stąd pewnie pytanie, które dostałam na prelekcji - dlaczego nie używam terminu indie, kiedy mówię o norweskim stylu, skoro te gry wykazują wiele wspólnego w zasadach z indiasami. Ale mnie zupełnie nie przekonuje podejście trzecie.
OdpowiedzUsuńOkej, ale czy takie cechy, jak:
OdpowiedzUsuń– zwiększenie roli mechaniki,
– zawężenie konwencji i tematyki,
– bardziej zrównoważone kompetencje MG i graczy
nie są dość typowe dla indie, a zarazem dość nietypowe dla tradycyjnego mainstreamu [;-)]?
"Dość typowe" nie oznaczałoby tu oczywiście, że każda gra indie ma te wszystkie cechy, ale że są to pewne tendencje, których wystąpienia można się ze sporym prawdopodobieństwem spodziewać.
Ja nie wierzę w trzecie rozumienie ze względu na to, że odchodzenie od dotychczasowych rozwiązań nie jest wyłączną domeną gier indie (o ile nie zdecydujemy się na anachroniczne używanie tego terminu w odniesieniu do gier wydawanych "przed Sorcererem", ale nie bardzo widziałbym powody za takim ruchem). Przez analogię, podobnie jak Sorcerer i Universalis odchodzą od dotychczasowego designu i przyjmowanych rozwiązań, wcześniej odchodziły od przyjętych kanonów Everway, Once Upon a Time, Over the Edge i wiele innych.
OdpowiedzUsuńAha, lucku, just for the record, warto może jeszcze wspomnieć o dwóch ważnych rozumieniach terminu "indie" (choć, naturalnie, wątpię żeby pojawiły się one na storygejach) - "indie" jako gry ze środowiska the Forge (czyli pisane z wykorzystaniem narzędzi Big Modelowych etc.), i dość popularne np. w okolicy theRPGSite "indie" jako pretensjonalny, pseudo-artystowski bullshit udający RPG.
OdpowiedzUsuń"Przez analogię, podobnie jak Sorcerer i Universalis odchodzą od dotychczasowego designu i przyjmowanych rozwiązań, wcześniej odchodziły od przyjętych kanonów Everway, Once Upon a Time, Over the Edge i wiele innych".
OdpowiedzUsuńOK, ale czy "sposobu odchodzenia" w wypadku indie nie da się opisać za pomocą pewnego zbioru cech (proto)typowych? Jeśli się nie da, to spoko, ale może jednak? ;-)
To znaczy, takich cech, które (1) są wspólne większości gier o których ludzie mówią "indie" i (2) występują w przypadku tych gier, ale nie występują przed 2000 rokiem? Ja nie bardzo mam pomysł na coś takiego, poza jedną cechą, czysto wydawniczą - ale wtedy wracamy do ortodoksji Vincenta ;-)
OdpowiedzUsuńAye. A z tych trzech, które wymieniłem wyżej, nie dałoby się jakiejś obronić? ;-)
OdpowiedzUsuń(Swoją drogą złagodziłbym warunek "nie występują przed 2000 rokiem", zmieniając go na: "nie były często spotykane przed 2000 rokiem").
Rozumiem, że ortodoksja Vincenta (wybaczcie, że nie prześledzę całej dyskusji!) polega na tym, iż broni on stanowiska "indie to gra wydawana niezależnie" (miks luckowego 1 i 2)? I z tym właśnie polemizuje Hicks?
Wielkim specjalistą od indie nie jestem, ale na mój nos jakakolwiek definicja poza wydawniczo-koncepcyjną niezależnością autora będzie ciężka do ukucia. Zresztą analogicznie - nie widzę spójnej definicji "mainstreamu" z punktu widzenia działania gry.
OdpowiedzUsuńNo i gdzie się podziały "punk games"? C'mon, podobała mi się ta nazwa!
Vincent stoi na stanowisku że żeby być indie gra musi być nie tylko "creator-owned", ale także "creator-published". Więc w efekcie mamy całkowitą kontrolę autora gry na tym co się z nią dzieje.
OdpowiedzUsuńZ tych trzech - nie sądzę! Ale odpowiem szerzej wieczorem, jak wrócę, k? ;-)
Nie musisz odpowiadać bardzo obszernie, w dużym stopniu zawierzę Twojemu autorytetowi. ;-)
OdpowiedzUsuńNid, marudzisz teraz bardziej ode mnie. Fufu.
OdpowiedzUsuńOdnoszę jakieś takie wrażenie, że chcielibyście z Iną i zgrają dziwnych-ludzi-z-sieci, żeby słówka ładnie się wam definiowały i w ogóle stały równo w szeregu. Bessęsu. Z takimi słówkami jak - pierwsze z brzegu - "eurogra", "religia", "demokracja" czy, o zgrozo, "jarzyna" można mnożyć podobne do Waszych problemy, a mimo to siedzą sobie one grzecznie i bezpiecznie w słowniku. Srsly, zastanowić się czasem nad tym, co znaczy "jarzyna" - to dobrze robi na trawienie.
A Hicks pierdoli od rzeczy. Albo termin "indie" odnosi się wyłacznie do doświadczeń wydawców, albo klienci "przez lata próbowali wypełnić go treścią". Srsly, próbowali i nic im z tego nie wyszło? A może tylko Wam nie podoba się efekt tej roboty? Ponieważ Wy bardzo chcecie rozmawiać o kolorach pomidorów, ktoś inny nie może w żadnym kontekście powiedzieć "to coś wygląda mi na jarzynę"?
"Indie" znaczy na raz wszystko to, co się w tym całym powracającym i nudnym flejmie już milion razy pojawiło. Czego dowiem się, jeśli usłyszę, że gra jest "indie"? Że, jeśli rozmówca wygląda na przynudzającego designera, to jakiś designer ma do gry prawa i się z nimi nie rozstaje (co, przyznaję, nijak mnie nie interesuje). Że gra jest pre-forge, forge, lub post-forge, story games i w ogóle tradycja, scena i diaspora. Że może jakieś conflict resolution, system matters, może jakiś śmieszny, agresywny podział odpowiedzialności za narrację, może coś jeszcze innego a sprytnego, co mnie zaskoczy - byle, na bogów, ostrożnie z tą całą "fikcją najpierw". W końcu także i to, że Punditowi nie będzie się podobało, a ja może w wolnej chwili powinienem sprawdzić. Dowiem się IMO całkiem sporo.
Jeszcze raz, jasne, że mogę w pewnych sytuacjach chcieć rozpisywać się dokładniej o designie, co i skąd do gry przyszło, jak działa i dlaczego jest lub nie jest fajne. Ale, do ciężkiej cholery, mogę też po prostu chcieć powiedzieć "gra indie o wielkich robotach". Czuję zresztą w kościach, że pierwszy lepszy człowiek na konwencie zrozumie więcej, jeśli pójdę tą drugą drogą. (zupełnie z boku - nie sprawdzam doniesień o tym, że wyszły nowe "gry o wielkich robotach", sprawdziłbym informację o nowej "grze indie o wielkich robotach")
TL;DR
Słówko "indie" mi się przydaje, używam go głównie z naciskiem na część znaczenia popularną w naszym pięknym kraju (dirty hippie/punk game) i byłbym smutną pandą, gdyby banda semantycznych nazistów miała mi je zabrać.
fau-ha:
OdpowiedzUsuń+1.
fau-ha: problem w uzusie językowym. Jarzyna znaczy dla zdecydowanej większości to samo, bez definiowania, a indie znaczy dla różnych grup zupełnie co innego, włącznie z nacechowaniem (od pejoratywnego "te gry na pięć stron o dupie Maryni", do "te super-awesome nowatorskie wynalazki genialnych-elitarnych-projektantów-niezależnych-od-koncernów"). I dwie osoby mówiąc "indie" mają na mysli kompetnie różne rzeczy, zaczynając od typu gry, poprzez strategie wydawniczą, aż do wręcz po prostu sposobu grania.
OdpowiedzUsuńSide note: bardzo istotne wydaje mi się w tej rozmowie odróżnienie dwóch rzeczy, które często się mieszają. Sama gra (w znaczeniu zbiór procedur) i sposób grania. Jak się przyjrzymy mainstreamowym grom z bliska, w oderwaniu od przyspawanego do nich sposobu grania, który uznawany jest przez niektorych za "kanoniczny" i "prawidłowy", okaże się, że ze swoimi "złotymi zasadami", dowolnością interpretacji, etc. są zupełnie czymś innym, niż nam się na codzien wydaje, bo się przyzwyczailismy, że "w to i to gra się tak i tak, a nie inaczej" (chociaż nie wynika to z podręcznika).
fau-ha: k, oh hai, im in ur language, killin ur Jewz. To wszystko ładne co piszesz, ale weźmy sytuację, tak się składa że faktyczną. Podchodzi do mnie ktoś na konwencie i mówi "nid, poprowadź nam indiaska". Co dalej mam z tym zrobić? Czego dowiaduję się o grze w którą ta osoba chciałaby zagrać? Co mi daje informacja że ten ktoś chce zagrać w grę "indie"? Czyli: Paradoks +1 (ale nie wchodźmy w "indie jako sposób grania", bo wtedy nie wygrzebiemy się z bagna znaczeniowego do końca roku! ;-)).
OdpowiedzUsuńDodatkowo: jeśli słyszę "gra indie o robotach", obchodzi mnie to tyle samo, co "gra o robotach". Zainteresuję się jeśli wydał ją Ron albo Vincent, raczej oleję jeśli wydało ją Evil Hat, bo ich gry do mnie nie trafiają, a jeśli zrobił ją Mornigstar czy Stolze, leniwie się zainteresuję. Ale w ogóle nie kieruję się przy tym słowem "indie".
Staszku: wątek zdryfował a mi się powoli robi drzewko możliwości w głowie, jeśli bardzo zależy Ci na przykładach to pisz, jeśli nie, przesuniemy to na jakąś rozmowę przy kawie w Krakowie? ;-)
Na kawę w Krakowie. Soon! ;-)
OdpowiedzUsuń"Vincent stoi na stanowisku że żeby być indie gra musi być nie tylko "creator-owned", ale także "creator-published". Więc w efekcie mamy całkowitą kontrolę autora gry na tym co się z nią dzieje."
OdpowiedzUsuńMy w BWHQ mamy takie same podejscie. Dlatego max polewa byla kiedy Mouse Guard dostal Indie RPG of the year.
Pozatym wszyscy chca byc indie, bo byc indie to jak kwiaty fejmu (lub czterolistne koniczyny) zbierac na lakach tradycyjnych gier.
Paradoks, no właśnie mój punkt widzenia jest taki, że w przypadku tych wszystkich "jarzyn" zwyczajnie przestaliśmy się martwić i pokochaliśmy bombę. I nie, z "jarzyną" nie jest (było) tak prosto. Ważny jest (był) spór między jarzyną jako każdym warzywem, jarzyną jako tylko warzywem gotowanym, a jarzyną jako tylko warzywem surowym. Do tego dochodzą jeszcze dość niejasne stosunki między jarzynami (warzywami) i owocami.
OdpowiedzUsuńNid, srsly masz z tym problem? Ts, bo wydasz spisek reptoidów. Dowiadujemy się co najmniej tego, że ktoś zobaczył coś w sieci, usłyszał coś od kumpli i chwilowo nie interesuje go gra w didy, savage, barbarzyńców z lemurii czy inne wody. Czego oczekujesz, że przyjdzie i zacznie opowiadać o "customer's experience", którego chce od gry? Po to właśnie do Ciebie przychodzi, bo usłyszał, że są jakieś inne, ciekawe "customer's experiences", ale niespecjalnie wie, jakie. Czy rzuci nazwą gry? Masz ich bazylion, a on ani nie wie jakich, ani czym się od siebie różnią. Bierzesz trzy pierwsze z brzegu, mówisz mu krótko, o czym jest gra (ale już bardzo ostrożnie z "jak jest o tym czymś", to najlepiej zrozumie w czasie gry), wybiera coś i fru.
W przykładzie z robotami myślałem o zobaczeniu gdzieś na big purple tematów "a new (indie) mecha game". Jeden otworzę, drugiego nie. Sprawdzanie, czyje to liczyłoby się już jako zainteresowanie.
No dobra, jarzyna nie jest taka oczywista, ale ma to w sumie małe znaczenie, bo i tak tego słowa nie używam. Tak jak z powyższym przykładem z konwentu, kiedy idę na zakupy i zastanawiam się, co potrzebuję do domu, na pewno nie planuję kupić "jakiejś jarzyny". Nie mówiąc już o tym, że z punktu widzenia biologii sporo warzyw to owoce, i tak dalej...
OdpowiedzUsuńPrzestaliśmy się martwić, bo przestaliśmy używać, kiedy mówimy o konkretnej potrzebie.
Kiedy chcę konkretnego warzywa, używam jego nazwy, albo chociaż tego, do czego chcę go użyć, np. coś do kanapek i wtedy będzie to powiedzmy pomidor, ogórek albo coś w tym guście.
Chodzi o to, że termin "indie" mówi bardzo niewiele konkretnych rzeczy, zresztą podobnie jak - dla mnie - mało czytelny jest zbiór określany jako "mainstream".
Z tym indie wśród fanów rpg to trochę tak, jakbym chciał w grupie nie-erpegowców zaproponować "zagrajmy w jakąś grę". Co mam na myśli? Planszówkę? Szachy? Mafię? Bierki? Może pokera? Czy butelkę? A może Star Wars Drinking Game, jeżeli mamy pod ręką wódkę?
Mało użyteczne samo w sobie.
Podobnie jak w przypadku jarzyn, nie mam wiele przeciwko słowu "indie" (poza tym, że uważam je za nieadekwatne do określania jakiegoś typu gry), tylko z pełną świadomością, że jest mało użyteczne samo w sobie i żeby się do czegoś przydawało, wymaga dookreślenia.
Hej, a "Robotica" jest indie?
I nadal uważam, że "indie" jako typ gry jest zupełnie nieadekwatne.
Hej, a weźcie jeszcze pod uwagę to, że słowo "indie" nie musi się odnosić do "rzeczywistego rynku gier". Może się odnosić do "prawdopodobnego wyobrażenia rozmówcy na temat rynku gier". I wtedy może być pożytecznym narzędziem komunikacyjnym.
OdpowiedzUsuńUhm, fauha, i tu jest na ten przykład problem, bo barbarzyńcy z Lemurii to przecież indie pełną gębą i spokojnie prowadziłbym jako indie na konwencie jeśliby ktoś zapytał mnie o indiaska (no, gdyby nie to że ktoś pożyczył to ode mnie, i drobnym szczegółem że gra nie działa). Jak się uprzeć to nawet system karier można sobie czytać jako nieklasyczne rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńStaszku: jasne, ale to już takie zgadywanie w "co rozmówca ma na myśli", jest ryzyko nietrafienia, i tak dalej. Wydaje mi się że więcej czasu oszczędzę, jeśli w ogóle ominę kawałek o "indie" i będziemy rozmawiać o konkretnych tytułach. Nominalizm ftw ;-)
No, ale jeżeli trafisz na realistę pojęciowego, który nie zna żadnej (albo prawie żadnej) gry indie z nazwy, a jakiekolwiek skojarzenia budzi w nim głównie samo słowo "indie"? Myślę, że takich osób jest sporo. ;-)
OdpowiedzUsuń@Paradoks
OdpowiedzUsuńDość często idę kupić jakąkolwiek jarzynę, bo akurat nic w lodówce nie ma, a coś być powinno. Jest mi wtedy zupełnie obojętne czy wrócę z sałatą, papryką, marchewką, czy nawet pieczarkami. Ale nic, najwyraźniej składali nam mózgi w różnych fabrykach i ustawili nam różny próg wrażliwości na nieokreśloność.
Z tą propozycją, to raczej jakbyś wśród fanów planszówek powiedział, że chcesz zagrać w jakąś eurogrę. Dalej, to Twoje „zagrajmy w jakąś grę” cholernie zależy od kontekstu. Jakiś musi być, a w wielu z nich będzie całkiem zrozumiałe . Niechby i nawet zawsze było niezrozumiałe, mam z tego wnioskować, że słowo „gra” jest do wyrzucenia?
Robotica – nie wiem, czy *jest*, ale ja bym jej *nie nazwał* grą indie. A jeśli wystarczająco dużo osób nie będzie jej tak nazywać, to – wierzę – *nie będzie tak nazywana*. Raczej z tej strony podchodzę do problemu.
@nid
No to byś (gdyby nie drobne szczegóły) poprowadził tych cholernych barbarzyńców. Ja nie. Nie widzę problemu, nie widzę związku. Zresztą, wygadałeś się - wiesz, co zrobić kiedy ktoś poprosi Cię o poprowadzenie indiaska (gdyby nie drobne szczegóły), potrafisz też określić, że jakaś gra jest indiasem „pełną gębą”. Przed bronieniem się zauważ, że takie „zgadywanie, co rozmówca ma na myśli” ludzie nazywają „komunikacją”, a „ryzyko nietrafienia i tak dalej” jest czymś cholernie właściwym dla języka naturalnego.
Zostawisz nominalizmy, plz? Bo tak niespecjalnie nasza rozmowa się z tymi sprawami łączy, a tutaj dopiero mamy bagienko.
No dobra, ale - jeżeli pominąć kwestie czysto wydawnicze oraz własności praw autorskich (które dla mnie stanowią o byciu "indie" w całości) - co znaczy wtedy "indie"? Znaczy - czym jest indie jako typ gry, co mi ten wyraz mówi o sposobie grania?
OdpowiedzUsuńMożesz pójść w stronę: "co mi ten wyraz mówi __w tym kontekście komunikacyjnym__?" Czyli jeżeli rozmawiasz z Juliuszem i on mówi "indie", to prawdopodobnie nie ma na myśli nic szczególnego, jeśli chodzi o styl gry. Ale jeżeli podchodzi do Ciebie ktoś na konwencie i mówi: "Poprowadź mi indie!", to prawdopodobnie ma na myśli gry z zawężoną konwencją, silnie regulującą zabawę mechaniką itd., bo taki obraz indie (chyba?) mają w większości polscy gracze. Przynajmniej ci, którzy o indie cokolwiek wiedzą.
OdpowiedzUsuńWierzę na słowo, że taki obraz własnie mają.:-)
OdpowiedzUsuńChyba vh ma rację i to kwestia poskręcania mózgów, jak nie używam "jarzyny", tak również "indie" w znaczeniu rodzaju gry raczej nie będe używać, jak dla mnie zbyt szerokie i nieokreślone, żeby było użyteczne.
Nie mam problemu z indie w rozumieniu Bakera, natomiast inne wyróżniki poza wydawnictwem są cięzkie. No bo, powiedzmy: zawęzona konwencja + silne regulawanie zabawy mechaniką, to, hmmm = D&Deki są indie!? :D
Możesz dokładać dodatkowe kryteria, np. liczbę wydawanych do systemu podręczników – powiedzmy, że gry indie są zwykle stand-alone, inaczej funkcjonują w obiegu niż giganci rynku. Gry indie są też zwykle mało znane. ;-)
OdpowiedzUsuńJasne, że takie quasi-definiowanie ma swoje wady, ale jak zauważył fau-ha, pozwala całkiem nieźle ukierunkować rozmowę.
Bo swoją drogą – może znaczenia niektórych pojęć nie należy określać przez odejmowanie (zawężanie, docieranie do sedna), tylko przez dodawanie (sumowanie skojarzeń/konotacji)?
No i chyba dlatego indie jako typ gry to nie jest określenie dla mnie, bo suma różnych konotacji nie daje mi za cholerę nic spójnego. ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym cechy, które możemy zaliczyć do "typu gry" wydają mi się zwyczajnie pochodne definicji ekonomicznej, tak samo jest z "mainstreamem" jako jakimś "typem gry".
Dla przykładu - indie jest rozpowszechniane w pierwszej kolejności dla zabawy/satysfakcji autora i nie przejmuje się w pierwszym rzędzie ilością sprzedanych egzemplarzy, A WIĘC może być sprofilowane dla małej grupy odbiorców (->zawężona konwencja), nie boi się ryzyka wydawniczej klapy, A WIĘC może dowolnie eksperymentować z mechaniką, itd.
Z kolei wyznacznikiem mainstreamu jest dla mnie koncentracja na ilości sprzedanych egzemplarzy, i z tego wynika cała masa osobnych A WIĘC: chcemy sprzedać jak najwięcej, a więc konwencja/możliwości settingu muszą być szerokie, żeby trafić możliwie duży target, trzeba zadowolić róznych graczy, a więc piszemy gdzie tylko się da, że jest jakaś tam złota zasada i każdy może wszystko modyfikować (byle kupił podręcznik :)), a więc nie eksperymentujemy za bardzo z mechaniką, tylko zrzynamy ze sprawdzonych wzorów, które już dobrze się sprzedały, dajemy ewentualnie jakieś małe przeróbki (zupełnie na marginesie: to jest kilka z powodów, dla których naprawdę oryginalne gry komputerowe powstają w małych studiach, a wielkie wydawnictwa 90% produkcji kopiuja i przerabiają, względnie jadą na tytule). Itd, itp. To jest dla mnie spójne, ale jak widać typ gry to tylko pochodna, bo jestem w stanie wyobrazić sobie wymarzoną grę niezależnego autora, który pisze ją dla siebie i grupy znajomych, ale bardziej wzoruje się na rozwiazaniach "mainstreamowych", bo tak mu sie dotąd dosyc dobrze grało i nie musi wiele modyfikować. Ale weźmy sobie drugą strone medalu, mamy karciankę narracyjną "Once upon a Time" (http://www.rebel.pl/product.php/1,1203/10856/Once-Upon-A-Time.html). Nie wiem jak Wam, ale mi przypomina mnóstwo rozwiązań z tzw. indie-gier! I niejedna indie się pewnie na niej wzorowała. Tymczasem wydawniczo to typowy mainstream z dodatkami (wydawca Atlas Games).
Podejrzewam, że przykłady można by mnożyć.
Ponownie postuluję nazwę "punk games"! Jest co prawda niemal równie bezuzyteczna, ale brzmi lepiej, mniej wokół niej narosłych dziwnych przekonań i emocjonalnych nacechowań oraz nie miesza się ze strategia wydawniczą aż tak bardzo! ;)
"[...] jestem w stanie wyobrazić sobie wymarzoną grę niezależnego autora".
OdpowiedzUsuńO, to jest ciekawa uwaga, bo zwraca uwagę ;-) na kwestię różnic i podobieństw między "indie" a "systemami autorskimi".
Ale pomijając już ten problem – na pewno przykłady "gier indie odbiegających od potocznego wyobrażenia na temat gier indie" można by mnożyć. Ale co z tego, skoro te przykłady nie mają wpływu na kształt potocznego wyobrażenia? :) (Prawdopodobnie, bo oczywiście tego nie badałem).
Zaś nazwa "punk games" jest mało czytelna na większą skalę, musiałbyś ją dopiero wypromować. :)
No właśnie można mnożyć, tylko nie bardzo wiem co - mainstream udający indie, czy indie udające mainstream? ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem też wcale pewien, jakie naprawdę jest potoczne wyobrażenie odnośnie tego, jaką grę określa słowo "indie". W sumie spotkałem kilka bardzo niepochlebnych opinii na temat "indie" na podstawie np. jakichś kilkustronnicowych gier skandynawskich. I teraz autorzy tych opinii, którym nie podobał się brzuch wieloryba albo tonąca wyspa, piszą gdzie tylko mogą jakie te "indie" są do d... :!
fauha: "Zresztą, wygadałeś się - wiesz, co zrobić kiedy ktoś poprosi Cię o poprowadzenie indiaska (gdyby nie drobne szczegóły), potrafisz też określić, że jakaś gra jest indiasem „pełną gębą”."
OdpowiedzUsuńJasne, w pewnym sensie - tylko zauważ że stosuję wtedy wyłącznie kryterium tego kto posiada prawa do danej gry (nawet nie kto ją wydał, bo moja edycja Barbarzyńców wyszła bodajże w Cubicle7). A to właśnie jest kryterium które dla randomowego gracza, a już szczególnie randomowego gracza w Polsce, chyba nie ma żadnego znaczenia jeśli chodzi o samą grę.
Staszku: ad stand alone - tak, to jest jakieś kryterium. Ale taki np. Sorcerer miał 3 dodatki, jeszcze do tego wypaśny setting i mnóstwo pdfowych małych rzeczy, już o grach z serii Burning Something nie wspomnę, po małm dodatku miały też Shab-al-Hiri Roach, Don't Rest Your Head, Polaris...
Paradoks: wziąłbym punk games, ale już któraś z gwiazdek około-old-skulowej blogosfery popsuła to wyrażenie :P
Blah!
OdpowiedzUsuńTo tak już kończąc, przedstawiam pomysł na projekt badawczy: "Badanie prototypu pojęcia gry indie u polskich graczy RPG". Oczywiście z nieodłącznym podaniem o grant z rodzimego rządu na pokrycie kosztów papieru (badanie przez internet). ;-)
OdpowiedzUsuń;-)
OdpowiedzUsuńPrzez to gadanie o róznych grach przypomniało mi się, że ciagle jeszcze chcę zagrać w Archipelago na oryginalnych zasadach, w Acts of Evil i w tego Sorcerera... Co nieuchronnie prowadzi do pytania: kiedy następny privcon?! ;]