sobota, 4 września 2010
W. Pielewin "Generacja P"
Jakiś czas temu przeczytałem "Generację P" Pielewina. Historia jest dość prosta - kariera w reklamie w okresie od trochę po zmianach ustrojowych do mniej więcej końca XX wieku. Wszystko przeplatane narkotycznymi tripami, wizjami i odrobiną (im dalej tym więcej) elementów nadnaturalnych i fantastycznych. Jeśli chodzi o wymowę całości, naturalnie dużo Mądrych I Ważnych Rzeczy o reklamie i marketingu i ich wpływie na konsumentów i kulturę, o mechanizmach rynkowych za tym wszystkim, wszystko w dość luźnej otoczce (jeśli chodzi o atmosferę, trochę jak sceny ze szpitala psychiatrycznego w "Małym palcu Buddy"). Aha, i fajna wizja polityki jako czegoś co jest w całości tworzone w studiu - politycy jeśli istnieją, to jako dziwno-około-informatyczne obiekty i nie bardzo wiadomo czy w ogóle działają sami i jeśli tak to jak (trochę działają, raczej zakulisowo, przez przekupywanie scenarzystów itp.). I wywieranie wpływu politycznego przez przydzielanie i obcinane mocy obliczeniowej. Czytało mi się to średnio - mam wrażenie że możnaby powycinać trochę fragmentów, poskracać tu i ówdzie, wywalić jakieś 50-80 stron w sumie i byłoby w sam raz (do długości "Życia owadów" na przykład). Nic specjalnie głębokiego w tej książce nie znalazłem, myślę że spokojnie można ją sobie darować - lepiej przeczytać "Życie owadów", jeśli już. Nie mam na razie ochoty sięgać po więcej książek Pielewina - co najwyżej po "Omon Ra i inne opowieści", ale i to nieprędko. Chyba pozostanę przy opinii mówiącej że Pielewin jest autorem jednej książki którą warto przeczytać - ale jedna to i tak nieźle, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz