czwartek, 30 września 2010

H. Hesse "Siddhartha"

 Mam stare, ale jednak love relationship do "Gry szklanych paciorków"; na tyle, że celowo nie wracam do tej książki, żeby się boleśnie nie rozczarować. Wydaje mi się że to dość odwrotnie niż na ogół, bo np. "Wilka stepowego" przeczytałem sporo po okresie dojrzewania. No ale "Siddhartha". To krótka książeczka, i mogę o niej napisać chyba tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, chyba przestało do mnie przemawiać epatowanie losowymi wschodnio-buddyjskymi mądrościami. Po drugie, coraz gorzej czyta mi się rzeczy Europejczyków o Indiach i okolicach. Miałem trochę tak, jak przy czytaniu "Próchna": jakby autor operował bardzo niewielkim zasobem potocznie łączonych ze Wschodem motywów, i żonglował nimi naprzemiennie, dodając do tego tu i ówdzie wygodne zachodnie elementy. Wzdech, chyba jestem na takim etapie, że jedyne Indie o jakich mogę czytać to u Matilala i podobnych.

5 komentarzy:

  1. Swoją drogą, mam Siddhartę na półce, stał i czekał na lepsze czasy, zapomniany. Myślę, że Twoja blogonotka to znak ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I see ya trollin', i niestety w przypadku "Philosophy East and West" nie ma żadnych zabawnych zbieżności nazwisk :(

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, Julek, to strasznie, co piszesz. Czyli nie mogę przeczytać tej książki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty jeszcze czytasz teksty oryginalne, więc pewnie będziesz cierpieć więcej przy lekturze.

    OdpowiedzUsuń