OK, więc już jakiś czas temu wyszło nowe Spiritual Front.
Może najpierw dobrze będzie jeśli jedno będzie jasne: to jest trochę tak, że jestem beznadziejnym przypadkiem fanboya - zakochałem się w "Armageddon Gigolo" jak tylko usłyszałem je po raz pierwszy wkrótce po tym jak wyszło - wow, to już jakieś cztery lata? - i potem poszła reszta, doskonały split z Ordo Rosarius Equilibrio, niemal równie dobre "Bedtime - Badtime" z Naevus, starsze albumy.
Zjednej strony: jest słabsze niż "Armageddon Gigolo". Rozpoznaję prostym kryterium, mam na tej płycie ulubione utwory; nie byłem w stanie wybrać żadnych przy "Armageddon Gigolo" które jest równo i w całości doskonałe.
Z drugiej strony: jak coś mogłoby być równie doskonałe albo lepsze od "Armageddon Gigolo"? No właśnie.
Bogatsze instrumentalnie. Bardziej popowe (bardziej pop niż nihilist suicidal). Więcej westernu, więcej Morricone. Chyba prostsze. Więcej zmian tempa. 'Kiss the girls and make them die', 'German Boys', 'Odete', 'Song for Johny', 'Bare Knuckle Boy', nowa wersja 'Cold Love in a Cold Coffin' (ze splitu z Naevus) wszystkie są świetne. Nie podoba mi się ostatni kawałek z wokalem Sonji Kraushofer, ale nigdy nie rozumiałem co ludzie widzą w tym całym L'Amme Immortele i podobnych. Parę nijakich. Bardziej zróżnicowane jeśli chodzi o atmosferę. Teksty dobre jak zawsze. W sumie, moim zdaniem, "Roma Rotten Casino" broni się całkiem nieźle.
Nie mogę się doczekać listopada i Wrocławia.
PS. Jeśli ktoś szuka lulzów, profil SF na lastefem dostarcza ich mnóstwo - "największe rozczarowanie tego roku SF nie gra neofolku OMUJBORZE corobićjaksłuchać".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz